Duże, mahoniowe drzwi się otworzyły, a Eleanor weszła do środka. Czuła jak jej serce wali niczym stado dzikich koni. Jej tata- David, siedział na fotelu przy biurku i obdarzył ją przelotnym spojrzeniem. Większą część swojej uwagi skupiał na kartkach z różnymi wykresami, oraz szklance whiskey. Oczywiście, pomyślała Eleanor. Milczenie ojca było dla niej znakiem, że ma powiedzieć po co tu przyszła.
- Hej tato, - drugie słowo brzmiało w jej ustach dość dziwnie- mój kolega z klasy urządza imprezę, no i chciałabym na nią...
- Porozmawiaj z mamą - odparł upijając kolejny łyk.
- Już to zrobiłam, ona się zgadza, ale powiedziała, że mam Ciebie też spytać - dziewczyna przygryzła wewnętrzną stronę policzka. - Będą tam wszyscy moi znajomi, Perrie też i Soph...
- Możesz - powiedział krótko kolejny raz jej przerywając.
Eleanor zamrugała kilka razy oczami i ścisnęła rąbek koszulki miętoląc ją w dłoni.
- Dzię..kuję... Będę cały czas pod telefonem i wrócę przed północą.
- Dobrze, dobrze.
Dziewczyna spuściła wzrok i wyszła z gabinetu. Uśmiechnęła się, chociaż miała ochotę płakać. Oszukiwanie własnych emocji było w jakimś stopniu pomocne. Tak naprawdę wolałaby, żeby tata się nie zgodził, powiedział, że nie zna tego chłopaka, że nie wie, co tam się będzie działo i, że Eleanor nie może iść. To by znaczyło, że mu zależy. Wymagam za dużo, pomyślała i poszła do swojego pokoju. Wyjęła z szafy ciemne jeansy z poszarpanymi dziurami i czarną, obcisłą bluzkę. Lubiła stawiać na minimalizm. Zaczęła się zastanawiać, co Louis pomyśli o tym stroju. Bardzo jej zależało na tym, by chłopak coś do niej poczuł. Chciała mieć kogoś, kto ją przytuli, powie, że jest piękna i poświęci całą swoją uwagę, chciała po prostu być kochana. Kiedy patrzyła na Zayna i Perrie, Liama i Sophię czuła się niechciana, wracała do domu i tutaj też była zbyteczna. I tak przez całe życie.
Poszła do łazienki, miała 2 godziny, by się przygotować. Wzięła prysznic, umyła włosy, miała zamiar ułożyć je w ,,niesforna fale", tak nazwana została ta fryzura w jednym magazynie dla nastolatek. Pomalowała paznokcie na granatowo, również te u stóp. Makijaż zrobiła nieco mocniejszy niż na co dzień, do tuszu dodała dzień i ciemniejszy błyszczyk. Była nawet zadowolona z efektu końcowego. Ubrana i wyszykowana wyszła z pokoju. Poprosiła tatę, żeby ją podwiózł, ale ten wręczył jej pieniądze i powiedział, że ma wziąć taksówkę. 30 funtów, bez problemu starczy na powrót, pomyślała ze smutkiem i zadzwoniła do jednej z firm, której numer miała akurat zapisany w telefonie.
Niall zamknął książkę Harry'emu przed nosem. Wiązania jonowe z chemii właśnie odpłynęły gdzieś bardzo daleko. Znajdowali się w salonie Harry'ego, jego mama jeszcze pracowała. Kanapa na której siedzieli była miękka, ale miała wyczuwalne sprężyny, gdy ktoś siadał na nią, to najpierw podskakiwał kilka razy.
- Ja tam idę, nawet jak ty nie idziesz, a idziesz, to ja idę - powiedział pełen powagi Niall.
Harry spojrzał na niego z przymrużonymi oczami, musiał powtórzyć w głowie to co powiedział przyjaciel, żeby go zrozumieć.
- Nie rozumiem Niall, dlaczego tak bardzo cieszysz się z tej imprezy snobów - odparła Melanie, opierała nogi na stoliku i skakała po kanałach w TV, strasznie go to irytowało.
Niall patrzył na nią o sekundę za długo. Niska, z kobiecymi krągłościami. Miała jasne włosy sięgające prawie do pasa. Piwne oczy, które przypominały bursztyny ze złotymi refleksami. Blade, ale duże usta, zawsze pomalowane błyszczykiem, co wyglądało tak, jakby ktoś musnął je milionem gwiazd. Była piękna, a zarozumiałość i buńczuczność tylko dodawały jej uroku. Znaczy, Niall tylko tak słyszał, to przecież nie były jego słowa, no bo jak... Chociaż dość często zastanawiał się jaka w dotyku jest jej skóra, albo jak pachną włosy. Nie wspominając już o tym, że ciągle ciekawiło go, jak smakuje jej błyszczyk...
Dzikie spojrzenie pełne złości wybudziły go z daleko idących myśli. Przypomniał sobie szybko o czym była mowa i dalej odgrywał swoją rolę.
- Oh, bo panna nie-jestem-hipsterem i mam-własne-zdanie wcale nie chce tam iść!
Melanie się skrzywiła, co nie pasowało do jej twarzy, która zazwyczaj była pozbawiona wyrazu.
- Pójdę... Ale tylko po to, żeby pośmiać się z tych snobów! - dodała szybko i zadarła nosa.
- Jaaaasneeee - Niall przeciągnął ten wyraz tak mocno, że wręcz można było zapomnieć jaka była pierwsza głoska.
- Nadal nie rozumiem dlaczego Louis Ciebie zaprosił, no okej, spotkaliście się raz w wc przez przypadek i co z tego? - spytała Melanie, a Niall po wyrazie twarzy chłopaka się zorientował, że go to zabolało.
Jego też to zastanawiało, ale nie chciał pytać Harry'ego. Niestety Melanie nie umiała się ugryźć w język, jak zwykle. Nie żeby Niall miał za grosz taktu, ale akurat w tej sprawie wyczuł przyjaciela.
- Pójdę - powiedział nagle Harry kompletnie ignorując niemiłą uwagę przyjaciółki. Niall dawno nie widział u niego tyle determinacji, nawet odłożył książkę na bok, a to się rzadko zdarzało.
Skoro namówił już chłopaka, to mieli godzinę czasu, żeby się tam dostać, Louis mieszkał na drugim końcu miasta. Harry pobiegł tylko na górę, by się przebrać. Zostawił swojej mamie karteczkę z napisem ,,Jestem u kolegi, wrócę późno", chociaż i tak spodziewał się, że zdąży do domu przed jej przyjściem, miała dzisiaj siedzieć nocną zmianę.
Louis strasznie się stresował nadchodzącą imprezą. Raz, chciał, żeby się udała, dwa, miał nadzieję, że nic nie zostanie zniszczone. Jego siostry były za to podekscytowane i malowały się w toalecie. Chłopak zdecydowanie tego nie popierał, bliźniaczki miały 14 lat, dwa lata młodsze od niego. Chociaż... dla niego zawsze będą za młode na te sprawy. Zastanawiał się też, czy Harry przyjdzie. Spotkał go wczoraj na korytarzu, podał adres i godzinę domówki, ale chłopak i tak twierdził, że nie przyjdzie.
Louis po raz dziesiąty przesunął miskę z popcorem o kilka centymetrów, ale i tak nie było idealnie. Paluszki, cola, orzeszki jak i reszta rzeczy też stały w złych miejscach. Znowu zaczął je przestawiać. Podszedł do laptopa i włączył pierwszą piosenkę z listy Tom Odell - Hold Me, nie był fanem muzyki klubowej, nie miał pojęcia co powinien puścić. Stwierdził więc, że zostawi laptopa i każdy będzie mógł przełączyć na co chce. Nagły dźwięk dzwonka uratował jedną z paczek chipsów od przestawienia na drugi koniec stołu. Kiedy otworzył drzwi stali przed nimi Zayn, Perrie Eleanor, Stan i jakiś chłopak, który później się przedstawił jako Max. El wyglądała bardzo ładnie, miała długie, szczupłe, może nawet odrobinę za bardzo, nogi i umiała to podkreślić. Zaprosił wszystkich do środka, usiedli na ukochanej kanapie jego mamy i zabrali się za przekąski, najwyraźniej im nie przeszkadzało ich rozmieszczenie. Dziwne. Bał się, jak zacząć rozmowę, ale grupka miała już jakiś temat, na który dyskutowali, więc Louis z chęcią się po prostu do niego dołączył. Po chwili pojawili się również Liam z Sophią, kiedy Lou otworzył drzwi stali na ganku pogrążeni w namiętnym pocałunku, musiał chrząknąć, by zwrócili na niego uwagę. Stanowili piękną parę i gdy tylko na nich patrzyłeś, zaczynałeś im zazdrościć. Zanim Louis zdążył usiąść z powrotem na kanapę przyszły koleżanki jego sióstr. Dziewczyny na razie usadowiły się z nimi w pokoju jednej z bliźniaczek, ale Louis zdawał sobie sprawę, że jak impreza się odrobinę rozkręci, to i tak zejdą na dół. Na jego (nie)szczęście Perrie od razu przełączyła muzykę, na utwór Ariana Grande- Problem, słyszał go kilka razy w radiu, ale nie należał on do jego ulubionych, jednak skoro podobał się innym, to mu nie przeszkadzał. Po chwili przyszedł Stan z grupką ludzi, których albo, totalnie nie znał, albo kojarzył tylko z widzenia. Wszyscy się z nim przywitali, ale on i tak nie zapamiętał ich imion. W środku zrobiło się odrobinę tłoczno. To nawet dobrze, pomyślał. Popatrzył na twarze ludzi, chyba im się podobało. Eleanor wyciągnęła go do tańca, na co on niechętnie się zgodził. Gdy w połowie piosenki zadzwonił dzwonek, którego ledwo słyszał przez głośną muzykę i rozmowy, zostawił Eleanor i poszedł otworzyć drzwi. Dziewczyna nie była zbytnio zadowolona, ale poszła do Perrie i zaraz o nim zapomniała. Jego oczom ukazał się Harry w czarnych, bardzo-obcisłych-rurkach i brązowym, luźnym swetrze. Patrzył na niego jak zwykle, czyli nieśmiało.
- Hi - powiedział i odgarnął loczka z czoła.
Jego uśmiech wywołał w Louise dziwne uczucie.
- Już myślałem, że nie przyjdziesz! Wchodźcie!
Louis przedstawił się dwójce jego przyjaciół. Niall od progu uraczył go niesmacznym kawałem o rzeczach, których wolał nie powtarzać na głos i spytał, czy jest coś do jedzenia, chyba polubi tego gościa. Niska blondynka, zapewne jego dziewczyna, nie powiedziała ani słowa prócz- Jestem Melanie, chyba, że do ,,słów" można zaliczyć zmierzenie go wzrokiem i mruczenie jakiegoś komentarza pod nosem. Harry miał doprawdy dziwnych przyjaciół. Chłopak po wejściu do salonu zagarnął na siebie spojrzenia wszystkich, jedne dłuższe, drugie krótsze. Widocznie go onieśmieliły, ponieważ usiadł w fotelu w rogu i zaczął wcinać paluszki patrząc na Louisa. Chłopak chciał do niego podejść i porozmawiać, ale Zayn go właśnie zawołał. Louis po dwóch tygodniach w jego paczce mógł go bardziej opisać. Tak jak wydawało mu się od początku, był zdecydowanie narcyzem, ale poza tym był też miły i widocznie lubił być głową paczki. Jednak wiedział, że gdy Zayn Cię woła, nie wolno go ignorować.
Zayn rozsiadł się na kanapie jeszcze bardziej, była bardzo wygodna, trzymał Perrie w talii. Dziewczyna wyglądała dzisiaj ślicznie, z resztą jak zawsze. Być może to zabrzmi odrobinę chamsko, ale prawda była taka, że gdyby nie to, pewnie nigdy by nawet na nią nie zwrócił uwagi. Nie wierzył w te całe brednie o pięknie wewnętrznym. Znaczy, Perrie była wartościową osobą, przynajmniej dla niego, dobrze im się rozmawiało, mieli podobne zainteresowania i jakby to nazwać, była po prostu ,,fajna". Ale gdy kogoś widzisz po raz pierwszy to nie zaglądasz wgłąb jego duszy za pomocą magicznego tomografu, tylko najzwyczajniej w świecie oceniasz po tym co widzisz. Gdyby nie wygląd, nigdy nie poznałby jej ,,piękna wewnętrznego". Dlatego uważał, że wygląd jest tak samo ważny, co osobowość. Jeden z jego kolegów pytał się go o jakąś głupotę, więc zbył go krótką odpowiedzią. Nie lubił, gdy zawracano mu głowę. Zobaczył Louisa wychodzącego do korytarza, chciał iść za nim i zobaczyć, co robi, ale nie za bardzo mu się chciało. Po chwili chłopak wrócił w towarzystwie 3 osób, które Zayn odrobinę kojarzył. Dziewczyna, należała do Klubu Młodych Artystów, całkiem nieźle szkicowała, aż wstyd się przyznać. Zayn też kiedyś tam chodził, rysunek to jego pasja, o której woli głośno nie rozpowiadać. Blondyn, rzucił chyba kiedyś owsianką w nauczycielkę, było to dawno temu, jeszcze w poprzedniej szkole, ale Zayn to zapamiętał, bo widok jego znienawidzonej wychowawczyni z białą mazią na twarzy był bezcenny. Chłopaka z kręconymi włosami widywał czasami na zajęciach dodatkowych, kiedy Zayn przychodził, by nauczycielka wytłumaczyła mu jakieś zagadnienie, brunet chyba jednak należał do tych ,,mądral", co mają nawet ochotę uczyć się po lekcjach. Zaczął się zastanawiać, skąd Louis ich zna. Zawołał nowego przyjaciela, ponieważ widział, że Eleanor patrzy na niego tęsknym wzrokiem, miał nadzieję, że ta dwójka się zejdzie.
- Skąd ich znasz? - Zayn spytał po tym, jak Louis usiadł obok El, wskazał głową na nowo przybyłych gości.
Louis zmienił nieco wyraz twarzy, na bardziej udawaną, przynajmniej tak się wydawało Zaynowi, co znaczy, że ukrył swoją prawdziwą reakcję. Zaczął się uważniej przyglądać wszystkim zainteresowanym. Ciekawe.
- Poznałem... toalecie...wydaje... miły - Zayn usłyszał tylko tyle, ponieważ Alex, wysoki, rudy chłopak, puścił na całą parę jakąś techno piosenkę. Pokiwał głową na znak, że rozumie, chociaż wolałby drążyć temat.
Paluszki się skończyły, więc Harry przerzucił się na solone orzeszki. Cały czas siedział w tym samym miejscu i się objadał. Niall z Melanie dyskutowali o czymś zawzięcie przy kominku, usłyszał nawet kilka przekleństw, jednak nie znał powodu ich kolejnej ,,kłótni". Louis siedział na kanapie, a Eleanor (chyba tak miała na imię) szeptała mu coś do ucha. Harry był zły, wręcz wkurzony, siedział na tej sofie w samym rogu, nie znał nikogo i się strasznie nudził. Teoretycznie mógłby podejść do kilku osób, które kojarzył z widzenia, ale przecież one mogły go wyśmiać, Harry zawsze strasznie bał się odrzucenia przez innych, więc po prostu z nimi nie rozmawiał, wolał nie kusić losu. Żałował, że tu przyszedł, w domu mógłby obejrzeć TV, albo pobawić się z psem, a tutaj? Zobaczył, że Louis wychodzi na korytarz, więc poszedł za nim, tak, z czystej ciekawości. Chłopak zniknął za drzwiami kuchni, Harry też chciał tam wejść, ale usłyszał głos Eleanor, więc szybko schował się za szafą, dziewczyna przeszła i korytarz i również weszła do kuchni. Nie domknęła za sobą drzwi, więc Harry zaglądał do środka przez szparę. Świeciła się w środku tylko jedna lampa, panował tam lekki półmrok. Zobaczył Louisa zaglądającego do lodówki i Eleanor chwytającą go za nadgarstek. Chłopak najwyraźniej się tego nie spodziewał, bo aż podskoczył. Wyjął z lodówki kolejną coca colę i postawił na blat. Ku zdziwieniu Harry'ego, dziewczyna pocałowała Louisa w usta. Nie był to delikatny, nieśmiały pocałunek, a mocny i namiętny. Styles chciał wyjść, przecież nie powinien podglądać ludzi w tak intymnej sytuacji, ale nie potrafił się zmusić, żeby odwrócić wzrok. Po kilku sekundach chłopak wyswobodził się z uścisku Eleanor i wytarł usta. Gdy Harry wytężył słuch, mógł usłyszeć co mówią.
- Przepraszam, - powiedział Louis - nie mogę.
Eleanor odwróciła wzrok i odrobinę skuliła się w sobie.
- Nie możesz, czy nie chcesz? - spytała po chwili, Harry'emu było jej żal.
- Nie chcę - poprawił się. - Jesteś świetną dziewczyną, to tylko po prostu nie jest to. Nie chcę robić ci nadziei, przepraszam.
Harry wstrzymał wręcz oddech, by nie zostać zauważonym, bał się, że nawet to usłyszą.
- To ja powinnam przepraszać, wygłupiłam się, zapomnij - powiedziała i odwróciła się, by wybiec.
W ostatniej chwili Harry zdążył się schować za szafą, sekunda później i Eleanor by zauważyła. Odetchnął pełną piersią, gdy dziewczyna zniknęła za drzwiami do korytarza. Odetchnął może odrobinkę za mocno, bo ze stolika obok, o którego się oparł, spadł wazon i się potłukł, robiąc przy tym hałas.
Louis stał w kuchni trzymając coca colę w dłoni. Zastanawiał się czemu odrzucił Eleanor, przecież prędzej planował jakąś bardziej zażyłą relację z nią. Jednak, kiedy dziewczyna go pocałowała poczuł... no właśnie nic nie poczuł. Było może i odrobinę przyjemnie, ale tylko i wyłącznie w fizycznym znaczeniu, dlatego nie odrzucił jej od razu. Jakiś cichy głosik w jego głowie krzyczał ,,Nie! Źle, źle, źle!" i zapalał czerwoną lampkę niczym na skrzyżowaniu. Postąpił pochopnie i posłuchał wewnętrznego ja. Chociaż z drugiej strony, lepiej było nie robić jej nadziei, niż później złamać dziewczynie serce. Myślał, że może z czasem by coś poczuł do niej, ale... sam już nie wiedział.
Nagle usłyszał trzask w korytarzu, chwycił nóż leżący obok i wybiegł z kuchni. W przedpokoju zastał Harry'ego z pobladłą twarzą, wręcz białą, gdy zobaczył nóż w jego dłoni podniósł ręce w geście ,,poddaję się" i przykleił się do ściany.
- Harry? Co ty tu robisz? Czy ty... słyszałeś? - Louis złagodniał i od razu odłożył nóż na półkę.
Harry ominął rozbite szkło i staną jakiś metr od kolegi, ale nie patrzył na niego, miał wzrok wbity w panele na podłodze. Te wzory, różne wielkości słoi ,,drewna", przecież to takie intrygujące!
- Nie słyszałem Ciebie i Eleanor... - powiedział cicho, a Louis stwierdził, że chłopak nie umie kłamać.
- Podsłuchiwałeś! - powiedział z urazem Louis, chociaż nie był, aż tak bardzo zły.
- Przepraszam - Harry wyglądał na bardzo skruszonego, aż chłopakowi zrobiło się go żal.
Louis wyjął ze schowka miotełki i szufelkę, by posprzątać szkła. Ktoś w salonie puścił właśnie One Republic- Couting Stars, lubił ta piosenkę, a szczególnie tekst. Oboje zaczęli sprzątać. Dłonie Harry'ego były bardzo duże, co z niewiadomych powodów, wydało się Louisowi urocze, a nawet... sexy? Potrząsnął delikatnie głową, by przestać o tym myśleć. Zaniósł odpadki do śmietnika, a Harry chodził za nim jak cień.
- Chodźmy do salonu - zaproponował Louis, trochę krępowała go ta cisza, jak powiedział, tak zrobił.
- Ja chyba pójdę już do domu - głos Harry'ego był bardzo cichy, patrzył po raz kolejny na podłogę.
Louis zatrzymał się w pół kroku i spojrzał na kolegę ze ściągniętymi brwiami. Przecież dopiero co przyszedł, góra pół godziny temu.
- Co? Czemu? - podszedł do niego bliżej.
- To nie dla mnie - wzruszył ramionami i zaczął przygryzać dolną wargę, co przyciągało wzrok Louisa.
- Dlaczego nie? - spytał próbując sprawić, żeby chłopak na niego spojrzał.
- No wiesz... - znowu wzruszył ramionami - jestem tylko Harry, nie nadaję się na imprezy, wstydzę się rozmawiać z tymi ludźmi.
Według Louisa, Harty wyglądał jak biedny szczeniak, z którym nikt się nie chce bawić. Zrobiło się mu naprawdę żal chłopaka, tym bardziej, że był bardzo miły i nie wyglądał na złą osobę.
- Możesz rozmawiać ze mną, w końcu się bliżej poznamy - próbował mówić cicho i delikatnie, głosem, który używa się do nieśmiałego 5-latka. - Okej?
- Nie chcę Ci przeszkadzać - powiedział Harry, chociaż Louis był przekonany, że tak naprawdę podoba mu się ta propozycja, odważył się nawet popatrzeć chwilę na niego.
Brunet podszedł do lodówki i wyjął z nich litr lodów czekoladowych i litr karmelowych. Pokazał je Harry'emu, miał nadzieję, że to przekona.
- Słuchaj, usiądziemy tutaj i zjemy je. Może być? Jak się poczujesz pewniej, to wrócimy do salonu.
Louis usiadł skrzyżnie na wyspie kuchennej, a Harry po nieznacznym przytaknięciu głową zrobił to samo. Blat był zimy, ale mu to nie przeszkadzało, ponieważ w domu było bardzo duszno, a koszula, którą miał na sobie, była zapięta pod samą szyję. Harry wybrał loty karmelowe, więc Louis musiał się zadowolić czekoladowymi. Jedli je prosto z opakowania, po co brudzić miseczki? Pf. Kiedy Harry nic nie mówił, Louis domyślił się, że sam musi zacząć jakoś rozmowę, nie żeby spodziewał się czegoś innego. Zaczął, więc przesłuchanie, albo 1000 pytań do, jak kto woli to nazywać. Dowiedział się, że chłopak w wolnych chwilach lubi czytać książki, wiersze, albo szkicować, powiedział, że pokarze kiedyś swoje prace Louisowi. Ma starszą siostrę- Gemmę, która jest już w Collage'u. Mieszkają z mamą, ponieważ tata zmarł, gdy byli dziećmi. Jego ulubiony kolor to granatowy, książka ,,Buszujący w zbożu", piosenka ,,SOKO- We might be death by tommorow", a swoich przyjaciół zna od 6 roku życia. Louisa zszokowało to, jak Harry się otworzył, można nawet rzec, że to on nadawał rytm ich rozmowie, jego buzia prawie nigdy się nie zamykała. Wiedział już, że jeśli chce namówić go do rozmowy, musi zadawać pytania o rzeczy, które on kocha. Ta pasja, fascynacja, którą słyszał w jego głosie, gdy opowiadał, o ostatniej książce, którą przeczytał, bądź koncercie na którym był, sprawiała, że Louis zawsze-mam-coś-do-powiedzenia, mógł po prostu siedzieć i słuchać. Bał się, że jak powie słowo, to spłoszy Harry'ego i cały czar pryśnie.
Mały fotel w rogu salonu, tuż obok grzejnika i okna, wydawał się Eleanor idealny, z dala od Perrie i Sophi, które będą wypytywać ją o Louisa. Miała złamane serce, no... a przynajmniej lekko draśnięte. Nie spodziewała się tego, że Louis ją odrzuci, była wręcz na 100 procent pewna sukcesu! Chociaż bardziej, niż jej serce, ucierpiała duma. Oznaczało to, że kolejne tygodnie będzie musiała czekać na swojego księcia z bajki, czekać, aż ktoś ją pokocha. Może powinna kupić sobie psa? Małego szczeniaczka. On na pewno obdarzy ją miłością. Jej rodzice się zgodzą, bo przecież im więcej będzie miała zajęć, tym mniej czasu będą musieli jej poświęcać. Labladora, Golden Retrievera, albo jakiegoś mniejszego, np. Yorka. Tak, pies to bardzo dobry pomysł.
- Hej mała - z głębokich rozmyślań o kupnie szczeniaka wybudził ją jakiś głos. Całkiem zapomniała już, że jest na imprezie, a wokół są ludzie.
Spojrzała lekko zirytowana na chłopaka, właściciela owego głosu. Chciała, żeby wszyscy dali jej spokój i, żeby mogła dalej myśleć o szczeniakach. Przed nią stał Max, wysoki chłopak, z w miarę długimi, ciemnymi włosami. Poznała go kiedyś na urodzinach Perrie.
- Hę? - spytała niezbyt grzecznie, ale na nim to raczej nie zrobiło wrażenia.
- Siedziałaś tutaj taka sama, pomyślałem, że przyjdę i zagadam.
Eleanor ostentacyjnie złapała się za głowę, z głośnym ,,Ugh".
- A może... siedziałam sama, bo chciałam być sama?
Zobaczyła, że chłopak się trochę skrzywił, chyba przesadziła.
- Okej- powiedział wzruszając ramionami, odwrócił się, by odejść.
- Czekaj, przepraszam - Eleanor sama nie wierzyła, że to mówi.- Po prostu, mam zły humor, nie chciałam być nie miła.
Ku jej zdziwieniu Max usiadł na ziemi, obok fotela i patrzył na nią wyczekująco. Miał bardzo ładny uśmiech, którym zarażał innych. Taki, pozytywny człowiek. Granatowe spodnie i biały t-shirt. Wyglądał na zwykłego chłopaka, chyba mogła z nim pogadać?
W słabym świetle żarówek Sophia wyglądała przepięknie. Długie, ciemne włosy, ciemna skóra i ciemne oczy. Liam uwielbiał tak po prostu siedzieć i na nią patrzeć. Kiedy się śmiała, albo poważniała. To wszystko było takie fascynujące. Kochał ją tak mocno, że wręcz nie mógł sobie wyobrazić tego, że kiedyś mógłby poczuć coś podobnego do kogoś innego. Nikt inny nie byłby w stanie tego zastąpić. Pocałował ją kolejny raz w szyję, trochę dłużej niż zazwyczaj, pozostawiając po sobie tzw. malinkę. Przytulił się do niej i zaczął wdychać zapach wanilii.
- Liam, jesteś pijany - powiedziała Sophia i spojrzała na niego z politowaniem.
- Nje - zaprotestował odrobinę zbyt głośno, kilka osób się odwróciło i na niego spojrzało.
Przecież te kilka (siedem) piw, które ktoś przyniósł, nie mogłoby powalić takiego byka jak on! Chociaż może te lekkie mroczki przed oczami, ogólne zamulenie i baaardzoooo dobry humor, bez szczególnego powodu nie, mogły wskazywać na lekkie podchmielenie.
- Może - odparł po chwili i wtulił się w nią jeszcze mocniej.
Postanowił sobie, że już nigdy jej nie puści, będą już tak siedzieć zawsze. Zaaawszeee, powtórzył w myślach. Powieki były zbyt ciężkie, więc je zamknął, ale tylko na moment! Mógł wręcz przysiąc, że to był ułamek sekundy! Muzyka gdzieś odlatywała powoli, gdzieś bardzo daleko, głosy ludzi, chrupanie czipsów, śmiechy, wszystko było daleko. Jedyne co zostało to zapach wanilii. Tak, cudowna wanilia.
- Liam! - chłopak podniósł się jak po porażeniu prądem.
- Tak, ja, Liam. Nie śpię! - krzyknął, chociaż jego powieki mówiły coś innego.
- Przynieś cole z lodówki, bo Louis zaginął w akcji, już godzinę go nie ma.
Chłopak zamruczał kilka przekleństw pod nosem. Jego przyjaciel- Zayn, czasami bywał bardzo irytujący. Miał złą tendencję do wysługiwania się ludźmi. Liam jednak był jednak zbyt ,,zamroczony" by mieć siłę się kłócić. Poczłapał do kuchni kompletnie zapominając o swojej przysiędze, by nigdy nie puszczać Sophii. Nie wiedział, gdzie dokładnie jest kuchnia, dwa razy obrócił się na korytarzy i nawet nie wiedział, gdzie jest salon. Wszedł w pierwsze lepsze drzwi- łazienka, drugie- o! salon!, trzecie- bingo, kuchnia. W środku było dość ciemno, paliły się jedynie lampki przy szafkach. Liam przetarł leniwie oczy. Musiał jednak powtórzyć to jeszcze raz, ponieważ nie mógł zobaczyć dokładnie postaci w środku. Ku jego zdziwieniu, na wyspie kuchennej siedział Louis i ten lokowany chłopak, który chodził na dodatkową biologię. Chciał wejść dalej, ale coś go podkusiło, by tam zostać. A może po prostu opieranie się twarzą o framugę i robienie wszystkiego, by nie przysnąć, było w jakiś pokręcony sposób przyjemne? W każdym razie chcąc, nie chcąc, z czystej ciekawości zaczął się przyglądać. Oboje siedzieli skrzyżnie, naprzeciwko siebie, a nawet za blisko, jak na jego gust. Coś, co wydało mu się dość dziwne, to to, że Louis dawał temu... yy drugiemu, lody własną łyżeczką. Nagle zapomniał o dziwności tej sytuacji i zapragnął też lodów. Nawet chciał do nich podejść, by dali mu też trochę, w końcu, kto nie lubi lodów? Ale na tą myśl, coś w jego żołądku się obudziło i zmusiło go do szybkiej ewakuacji do toalety. Jak się okazało, piwo za pierwszym razem smakowało paskudnie, ale gdy wracało... łoho, było jeszcze gorzej.
_______________
Baaardzo długi mi wyszedł ten rozdział! Bardzo mi się spodobał pijany Liam. haha
KOMENTUJCIE!
- Porozmawiaj z mamą - odparł upijając kolejny łyk.
- Już to zrobiłam, ona się zgadza, ale powiedziała, że mam Ciebie też spytać - dziewczyna przygryzła wewnętrzną stronę policzka. - Będą tam wszyscy moi znajomi, Perrie też i Soph...
- Możesz - powiedział krótko kolejny raz jej przerywając.
Eleanor zamrugała kilka razy oczami i ścisnęła rąbek koszulki miętoląc ją w dłoni.
- Dzię..kuję... Będę cały czas pod telefonem i wrócę przed północą.
- Dobrze, dobrze.
Dziewczyna spuściła wzrok i wyszła z gabinetu. Uśmiechnęła się, chociaż miała ochotę płakać. Oszukiwanie własnych emocji było w jakimś stopniu pomocne. Tak naprawdę wolałaby, żeby tata się nie zgodził, powiedział, że nie zna tego chłopaka, że nie wie, co tam się będzie działo i, że Eleanor nie może iść. To by znaczyło, że mu zależy. Wymagam za dużo, pomyślała i poszła do swojego pokoju. Wyjęła z szafy ciemne jeansy z poszarpanymi dziurami i czarną, obcisłą bluzkę. Lubiła stawiać na minimalizm. Zaczęła się zastanawiać, co Louis pomyśli o tym stroju. Bardzo jej zależało na tym, by chłopak coś do niej poczuł. Chciała mieć kogoś, kto ją przytuli, powie, że jest piękna i poświęci całą swoją uwagę, chciała po prostu być kochana. Kiedy patrzyła na Zayna i Perrie, Liama i Sophię czuła się niechciana, wracała do domu i tutaj też była zbyteczna. I tak przez całe życie.
Poszła do łazienki, miała 2 godziny, by się przygotować. Wzięła prysznic, umyła włosy, miała zamiar ułożyć je w ,,niesforna fale", tak nazwana została ta fryzura w jednym magazynie dla nastolatek. Pomalowała paznokcie na granatowo, również te u stóp. Makijaż zrobiła nieco mocniejszy niż na co dzień, do tuszu dodała dzień i ciemniejszy błyszczyk. Była nawet zadowolona z efektu końcowego. Ubrana i wyszykowana wyszła z pokoju. Poprosiła tatę, żeby ją podwiózł, ale ten wręczył jej pieniądze i powiedział, że ma wziąć taksówkę. 30 funtów, bez problemu starczy na powrót, pomyślała ze smutkiem i zadzwoniła do jednej z firm, której numer miała akurat zapisany w telefonie.
Niall zamknął książkę Harry'emu przed nosem. Wiązania jonowe z chemii właśnie odpłynęły gdzieś bardzo daleko. Znajdowali się w salonie Harry'ego, jego mama jeszcze pracowała. Kanapa na której siedzieli była miękka, ale miała wyczuwalne sprężyny, gdy ktoś siadał na nią, to najpierw podskakiwał kilka razy.
- Ja tam idę, nawet jak ty nie idziesz, a idziesz, to ja idę - powiedział pełen powagi Niall.
Harry spojrzał na niego z przymrużonymi oczami, musiał powtórzyć w głowie to co powiedział przyjaciel, żeby go zrozumieć.
- Nie rozumiem Niall, dlaczego tak bardzo cieszysz się z tej imprezy snobów - odparła Melanie, opierała nogi na stoliku i skakała po kanałach w TV, strasznie go to irytowało.
Niall patrzył na nią o sekundę za długo. Niska, z kobiecymi krągłościami. Miała jasne włosy sięgające prawie do pasa. Piwne oczy, które przypominały bursztyny ze złotymi refleksami. Blade, ale duże usta, zawsze pomalowane błyszczykiem, co wyglądało tak, jakby ktoś musnął je milionem gwiazd. Była piękna, a zarozumiałość i buńczuczność tylko dodawały jej uroku. Znaczy, Niall tylko tak słyszał, to przecież nie były jego słowa, no bo jak... Chociaż dość często zastanawiał się jaka w dotyku jest jej skóra, albo jak pachną włosy. Nie wspominając już o tym, że ciągle ciekawiło go, jak smakuje jej błyszczyk...
Dzikie spojrzenie pełne złości wybudziły go z daleko idących myśli. Przypomniał sobie szybko o czym była mowa i dalej odgrywał swoją rolę.
- Oh, bo panna nie-jestem-hipsterem i mam-własne-zdanie wcale nie chce tam iść!
Melanie się skrzywiła, co nie pasowało do jej twarzy, która zazwyczaj była pozbawiona wyrazu.
- Pójdę... Ale tylko po to, żeby pośmiać się z tych snobów! - dodała szybko i zadarła nosa.
- Jaaaasneeee - Niall przeciągnął ten wyraz tak mocno, że wręcz można było zapomnieć jaka była pierwsza głoska.
- Nadal nie rozumiem dlaczego Louis Ciebie zaprosił, no okej, spotkaliście się raz w wc przez przypadek i co z tego? - spytała Melanie, a Niall po wyrazie twarzy chłopaka się zorientował, że go to zabolało.
Jego też to zastanawiało, ale nie chciał pytać Harry'ego. Niestety Melanie nie umiała się ugryźć w język, jak zwykle. Nie żeby Niall miał za grosz taktu, ale akurat w tej sprawie wyczuł przyjaciela.
- Pójdę - powiedział nagle Harry kompletnie ignorując niemiłą uwagę przyjaciółki. Niall dawno nie widział u niego tyle determinacji, nawet odłożył książkę na bok, a to się rzadko zdarzało.
Skoro namówił już chłopaka, to mieli godzinę czasu, żeby się tam dostać, Louis mieszkał na drugim końcu miasta. Harry pobiegł tylko na górę, by się przebrać. Zostawił swojej mamie karteczkę z napisem ,,Jestem u kolegi, wrócę późno", chociaż i tak spodziewał się, że zdąży do domu przed jej przyjściem, miała dzisiaj siedzieć nocną zmianę.
Louis strasznie się stresował nadchodzącą imprezą. Raz, chciał, żeby się udała, dwa, miał nadzieję, że nic nie zostanie zniszczone. Jego siostry były za to podekscytowane i malowały się w toalecie. Chłopak zdecydowanie tego nie popierał, bliźniaczki miały 14 lat, dwa lata młodsze od niego. Chociaż... dla niego zawsze będą za młode na te sprawy. Zastanawiał się też, czy Harry przyjdzie. Spotkał go wczoraj na korytarzu, podał adres i godzinę domówki, ale chłopak i tak twierdził, że nie przyjdzie.
Louis po raz dziesiąty przesunął miskę z popcorem o kilka centymetrów, ale i tak nie było idealnie. Paluszki, cola, orzeszki jak i reszta rzeczy też stały w złych miejscach. Znowu zaczął je przestawiać. Podszedł do laptopa i włączył pierwszą piosenkę z listy Tom Odell - Hold Me, nie był fanem muzyki klubowej, nie miał pojęcia co powinien puścić. Stwierdził więc, że zostawi laptopa i każdy będzie mógł przełączyć na co chce. Nagły dźwięk dzwonka uratował jedną z paczek chipsów od przestawienia na drugi koniec stołu. Kiedy otworzył drzwi stali przed nimi Zayn, Perrie Eleanor, Stan i jakiś chłopak, który później się przedstawił jako Max. El wyglądała bardzo ładnie, miała długie, szczupłe, może nawet odrobinę za bardzo, nogi i umiała to podkreślić. Zaprosił wszystkich do środka, usiedli na ukochanej kanapie jego mamy i zabrali się za przekąski, najwyraźniej im nie przeszkadzało ich rozmieszczenie. Dziwne. Bał się, jak zacząć rozmowę, ale grupka miała już jakiś temat, na który dyskutowali, więc Louis z chęcią się po prostu do niego dołączył. Po chwili pojawili się również Liam z Sophią, kiedy Lou otworzył drzwi stali na ganku pogrążeni w namiętnym pocałunku, musiał chrząknąć, by zwrócili na niego uwagę. Stanowili piękną parę i gdy tylko na nich patrzyłeś, zaczynałeś im zazdrościć. Zanim Louis zdążył usiąść z powrotem na kanapę przyszły koleżanki jego sióstr. Dziewczyny na razie usadowiły się z nimi w pokoju jednej z bliźniaczek, ale Louis zdawał sobie sprawę, że jak impreza się odrobinę rozkręci, to i tak zejdą na dół. Na jego (nie)szczęście Perrie od razu przełączyła muzykę, na utwór Ariana Grande- Problem, słyszał go kilka razy w radiu, ale nie należał on do jego ulubionych, jednak skoro podobał się innym, to mu nie przeszkadzał. Po chwili przyszedł Stan z grupką ludzi, których albo, totalnie nie znał, albo kojarzył tylko z widzenia. Wszyscy się z nim przywitali, ale on i tak nie zapamiętał ich imion. W środku zrobiło się odrobinę tłoczno. To nawet dobrze, pomyślał. Popatrzył na twarze ludzi, chyba im się podobało. Eleanor wyciągnęła go do tańca, na co on niechętnie się zgodził. Gdy w połowie piosenki zadzwonił dzwonek, którego ledwo słyszał przez głośną muzykę i rozmowy, zostawił Eleanor i poszedł otworzyć drzwi. Dziewczyna nie była zbytnio zadowolona, ale poszła do Perrie i zaraz o nim zapomniała. Jego oczom ukazał się Harry w czarnych, bardzo-obcisłych-rurkach i brązowym, luźnym swetrze. Patrzył na niego jak zwykle, czyli nieśmiało.
- Hi - powiedział i odgarnął loczka z czoła.
Jego uśmiech wywołał w Louise dziwne uczucie.
- Już myślałem, że nie przyjdziesz! Wchodźcie!
Louis przedstawił się dwójce jego przyjaciół. Niall od progu uraczył go niesmacznym kawałem o rzeczach, których wolał nie powtarzać na głos i spytał, czy jest coś do jedzenia, chyba polubi tego gościa. Niska blondynka, zapewne jego dziewczyna, nie powiedziała ani słowa prócz- Jestem Melanie, chyba, że do ,,słów" można zaliczyć zmierzenie go wzrokiem i mruczenie jakiegoś komentarza pod nosem. Harry miał doprawdy dziwnych przyjaciół. Chłopak po wejściu do salonu zagarnął na siebie spojrzenia wszystkich, jedne dłuższe, drugie krótsze. Widocznie go onieśmieliły, ponieważ usiadł w fotelu w rogu i zaczął wcinać paluszki patrząc na Louisa. Chłopak chciał do niego podejść i porozmawiać, ale Zayn go właśnie zawołał. Louis po dwóch tygodniach w jego paczce mógł go bardziej opisać. Tak jak wydawało mu się od początku, był zdecydowanie narcyzem, ale poza tym był też miły i widocznie lubił być głową paczki. Jednak wiedział, że gdy Zayn Cię woła, nie wolno go ignorować.
Zayn rozsiadł się na kanapie jeszcze bardziej, była bardzo wygodna, trzymał Perrie w talii. Dziewczyna wyglądała dzisiaj ślicznie, z resztą jak zawsze. Być może to zabrzmi odrobinę chamsko, ale prawda była taka, że gdyby nie to, pewnie nigdy by nawet na nią nie zwrócił uwagi. Nie wierzył w te całe brednie o pięknie wewnętrznym. Znaczy, Perrie była wartościową osobą, przynajmniej dla niego, dobrze im się rozmawiało, mieli podobne zainteresowania i jakby to nazwać, była po prostu ,,fajna". Ale gdy kogoś widzisz po raz pierwszy to nie zaglądasz wgłąb jego duszy za pomocą magicznego tomografu, tylko najzwyczajniej w świecie oceniasz po tym co widzisz. Gdyby nie wygląd, nigdy nie poznałby jej ,,piękna wewnętrznego". Dlatego uważał, że wygląd jest tak samo ważny, co osobowość. Jeden z jego kolegów pytał się go o jakąś głupotę, więc zbył go krótką odpowiedzią. Nie lubił, gdy zawracano mu głowę. Zobaczył Louisa wychodzącego do korytarza, chciał iść za nim i zobaczyć, co robi, ale nie za bardzo mu się chciało. Po chwili chłopak wrócił w towarzystwie 3 osób, które Zayn odrobinę kojarzył. Dziewczyna, należała do Klubu Młodych Artystów, całkiem nieźle szkicowała, aż wstyd się przyznać. Zayn też kiedyś tam chodził, rysunek to jego pasja, o której woli głośno nie rozpowiadać. Blondyn, rzucił chyba kiedyś owsianką w nauczycielkę, było to dawno temu, jeszcze w poprzedniej szkole, ale Zayn to zapamiętał, bo widok jego znienawidzonej wychowawczyni z białą mazią na twarzy był bezcenny. Chłopaka z kręconymi włosami widywał czasami na zajęciach dodatkowych, kiedy Zayn przychodził, by nauczycielka wytłumaczyła mu jakieś zagadnienie, brunet chyba jednak należał do tych ,,mądral", co mają nawet ochotę uczyć się po lekcjach. Zaczął się zastanawiać, skąd Louis ich zna. Zawołał nowego przyjaciela, ponieważ widział, że Eleanor patrzy na niego tęsknym wzrokiem, miał nadzieję, że ta dwójka się zejdzie.
- Skąd ich znasz? - Zayn spytał po tym, jak Louis usiadł obok El, wskazał głową na nowo przybyłych gości.
Louis zmienił nieco wyraz twarzy, na bardziej udawaną, przynajmniej tak się wydawało Zaynowi, co znaczy, że ukrył swoją prawdziwą reakcję. Zaczął się uważniej przyglądać wszystkim zainteresowanym. Ciekawe.
- Poznałem... toalecie...wydaje... miły - Zayn usłyszał tylko tyle, ponieważ Alex, wysoki, rudy chłopak, puścił na całą parę jakąś techno piosenkę. Pokiwał głową na znak, że rozumie, chociaż wolałby drążyć temat.
Paluszki się skończyły, więc Harry przerzucił się na solone orzeszki. Cały czas siedział w tym samym miejscu i się objadał. Niall z Melanie dyskutowali o czymś zawzięcie przy kominku, usłyszał nawet kilka przekleństw, jednak nie znał powodu ich kolejnej ,,kłótni". Louis siedział na kanapie, a Eleanor (chyba tak miała na imię) szeptała mu coś do ucha. Harry był zły, wręcz wkurzony, siedział na tej sofie w samym rogu, nie znał nikogo i się strasznie nudził. Teoretycznie mógłby podejść do kilku osób, które kojarzył z widzenia, ale przecież one mogły go wyśmiać, Harry zawsze strasznie bał się odrzucenia przez innych, więc po prostu z nimi nie rozmawiał, wolał nie kusić losu. Żałował, że tu przyszedł, w domu mógłby obejrzeć TV, albo pobawić się z psem, a tutaj? Zobaczył, że Louis wychodzi na korytarz, więc poszedł za nim, tak, z czystej ciekawości. Chłopak zniknął za drzwiami kuchni, Harry też chciał tam wejść, ale usłyszał głos Eleanor, więc szybko schował się za szafą, dziewczyna przeszła i korytarz i również weszła do kuchni. Nie domknęła za sobą drzwi, więc Harry zaglądał do środka przez szparę. Świeciła się w środku tylko jedna lampa, panował tam lekki półmrok. Zobaczył Louisa zaglądającego do lodówki i Eleanor chwytającą go za nadgarstek. Chłopak najwyraźniej się tego nie spodziewał, bo aż podskoczył. Wyjął z lodówki kolejną coca colę i postawił na blat. Ku zdziwieniu Harry'ego, dziewczyna pocałowała Louisa w usta. Nie był to delikatny, nieśmiały pocałunek, a mocny i namiętny. Styles chciał wyjść, przecież nie powinien podglądać ludzi w tak intymnej sytuacji, ale nie potrafił się zmusić, żeby odwrócić wzrok. Po kilku sekundach chłopak wyswobodził się z uścisku Eleanor i wytarł usta. Gdy Harry wytężył słuch, mógł usłyszeć co mówią.
- Przepraszam, - powiedział Louis - nie mogę.
Eleanor odwróciła wzrok i odrobinę skuliła się w sobie.
- Nie możesz, czy nie chcesz? - spytała po chwili, Harry'emu było jej żal.
- Nie chcę - poprawił się. - Jesteś świetną dziewczyną, to tylko po prostu nie jest to. Nie chcę robić ci nadziei, przepraszam.
Harry wstrzymał wręcz oddech, by nie zostać zauważonym, bał się, że nawet to usłyszą.
- To ja powinnam przepraszać, wygłupiłam się, zapomnij - powiedziała i odwróciła się, by wybiec.
W ostatniej chwili Harry zdążył się schować za szafą, sekunda później i Eleanor by zauważyła. Odetchnął pełną piersią, gdy dziewczyna zniknęła za drzwiami do korytarza. Odetchnął może odrobinkę za mocno, bo ze stolika obok, o którego się oparł, spadł wazon i się potłukł, robiąc przy tym hałas.
Louis stał w kuchni trzymając coca colę w dłoni. Zastanawiał się czemu odrzucił Eleanor, przecież prędzej planował jakąś bardziej zażyłą relację z nią. Jednak, kiedy dziewczyna go pocałowała poczuł... no właśnie nic nie poczuł. Było może i odrobinę przyjemnie, ale tylko i wyłącznie w fizycznym znaczeniu, dlatego nie odrzucił jej od razu. Jakiś cichy głosik w jego głowie krzyczał ,,Nie! Źle, źle, źle!" i zapalał czerwoną lampkę niczym na skrzyżowaniu. Postąpił pochopnie i posłuchał wewnętrznego ja. Chociaż z drugiej strony, lepiej było nie robić jej nadziei, niż później złamać dziewczynie serce. Myślał, że może z czasem by coś poczuł do niej, ale... sam już nie wiedział.
Nagle usłyszał trzask w korytarzu, chwycił nóż leżący obok i wybiegł z kuchni. W przedpokoju zastał Harry'ego z pobladłą twarzą, wręcz białą, gdy zobaczył nóż w jego dłoni podniósł ręce w geście ,,poddaję się" i przykleił się do ściany.
- Harry? Co ty tu robisz? Czy ty... słyszałeś? - Louis złagodniał i od razu odłożył nóż na półkę.
Harry ominął rozbite szkło i staną jakiś metr od kolegi, ale nie patrzył na niego, miał wzrok wbity w panele na podłodze. Te wzory, różne wielkości słoi ,,drewna", przecież to takie intrygujące!
- Nie słyszałem Ciebie i Eleanor... - powiedział cicho, a Louis stwierdził, że chłopak nie umie kłamać.
- Podsłuchiwałeś! - powiedział z urazem Louis, chociaż nie był, aż tak bardzo zły.
- Przepraszam - Harry wyglądał na bardzo skruszonego, aż chłopakowi zrobiło się go żal.
Louis wyjął ze schowka miotełki i szufelkę, by posprzątać szkła. Ktoś w salonie puścił właśnie One Republic- Couting Stars, lubił ta piosenkę, a szczególnie tekst. Oboje zaczęli sprzątać. Dłonie Harry'ego były bardzo duże, co z niewiadomych powodów, wydało się Louisowi urocze, a nawet... sexy? Potrząsnął delikatnie głową, by przestać o tym myśleć. Zaniósł odpadki do śmietnika, a Harry chodził za nim jak cień.
- Chodźmy do salonu - zaproponował Louis, trochę krępowała go ta cisza, jak powiedział, tak zrobił.
- Ja chyba pójdę już do domu - głos Harry'ego był bardzo cichy, patrzył po raz kolejny na podłogę.
Louis zatrzymał się w pół kroku i spojrzał na kolegę ze ściągniętymi brwiami. Przecież dopiero co przyszedł, góra pół godziny temu.
- Co? Czemu? - podszedł do niego bliżej.
- To nie dla mnie - wzruszył ramionami i zaczął przygryzać dolną wargę, co przyciągało wzrok Louisa.
- Dlaczego nie? - spytał próbując sprawić, żeby chłopak na niego spojrzał.
- No wiesz... - znowu wzruszył ramionami - jestem tylko Harry, nie nadaję się na imprezy, wstydzę się rozmawiać z tymi ludźmi.
Według Louisa, Harty wyglądał jak biedny szczeniak, z którym nikt się nie chce bawić. Zrobiło się mu naprawdę żal chłopaka, tym bardziej, że był bardzo miły i nie wyglądał na złą osobę.
- Możesz rozmawiać ze mną, w końcu się bliżej poznamy - próbował mówić cicho i delikatnie, głosem, który używa się do nieśmiałego 5-latka. - Okej?
- Nie chcę Ci przeszkadzać - powiedział Harry, chociaż Louis był przekonany, że tak naprawdę podoba mu się ta propozycja, odważył się nawet popatrzeć chwilę na niego.
Brunet podszedł do lodówki i wyjął z nich litr lodów czekoladowych i litr karmelowych. Pokazał je Harry'emu, miał nadzieję, że to przekona.
- Słuchaj, usiądziemy tutaj i zjemy je. Może być? Jak się poczujesz pewniej, to wrócimy do salonu.
Louis usiadł skrzyżnie na wyspie kuchennej, a Harry po nieznacznym przytaknięciu głową zrobił to samo. Blat był zimy, ale mu to nie przeszkadzało, ponieważ w domu było bardzo duszno, a koszula, którą miał na sobie, była zapięta pod samą szyję. Harry wybrał loty karmelowe, więc Louis musiał się zadowolić czekoladowymi. Jedli je prosto z opakowania, po co brudzić miseczki? Pf. Kiedy Harry nic nie mówił, Louis domyślił się, że sam musi zacząć jakoś rozmowę, nie żeby spodziewał się czegoś innego. Zaczął, więc przesłuchanie, albo 1000 pytań do, jak kto woli to nazywać. Dowiedział się, że chłopak w wolnych chwilach lubi czytać książki, wiersze, albo szkicować, powiedział, że pokarze kiedyś swoje prace Louisowi. Ma starszą siostrę- Gemmę, która jest już w Collage'u. Mieszkają z mamą, ponieważ tata zmarł, gdy byli dziećmi. Jego ulubiony kolor to granatowy, książka ,,Buszujący w zbożu", piosenka ,,SOKO- We might be death by tommorow", a swoich przyjaciół zna od 6 roku życia. Louisa zszokowało to, jak Harry się otworzył, można nawet rzec, że to on nadawał rytm ich rozmowie, jego buzia prawie nigdy się nie zamykała. Wiedział już, że jeśli chce namówić go do rozmowy, musi zadawać pytania o rzeczy, które on kocha. Ta pasja, fascynacja, którą słyszał w jego głosie, gdy opowiadał, o ostatniej książce, którą przeczytał, bądź koncercie na którym był, sprawiała, że Louis zawsze-mam-coś-do-powiedzenia, mógł po prostu siedzieć i słuchać. Bał się, że jak powie słowo, to spłoszy Harry'ego i cały czar pryśnie.
Mały fotel w rogu salonu, tuż obok grzejnika i okna, wydawał się Eleanor idealny, z dala od Perrie i Sophi, które będą wypytywać ją o Louisa. Miała złamane serce, no... a przynajmniej lekko draśnięte. Nie spodziewała się tego, że Louis ją odrzuci, była wręcz na 100 procent pewna sukcesu! Chociaż bardziej, niż jej serce, ucierpiała duma. Oznaczało to, że kolejne tygodnie będzie musiała czekać na swojego księcia z bajki, czekać, aż ktoś ją pokocha. Może powinna kupić sobie psa? Małego szczeniaczka. On na pewno obdarzy ją miłością. Jej rodzice się zgodzą, bo przecież im więcej będzie miała zajęć, tym mniej czasu będą musieli jej poświęcać. Labladora, Golden Retrievera, albo jakiegoś mniejszego, np. Yorka. Tak, pies to bardzo dobry pomysł.
- Hej mała - z głębokich rozmyślań o kupnie szczeniaka wybudził ją jakiś głos. Całkiem zapomniała już, że jest na imprezie, a wokół są ludzie.
Spojrzała lekko zirytowana na chłopaka, właściciela owego głosu. Chciała, żeby wszyscy dali jej spokój i, żeby mogła dalej myśleć o szczeniakach. Przed nią stał Max, wysoki chłopak, z w miarę długimi, ciemnymi włosami. Poznała go kiedyś na urodzinach Perrie.
- Hę? - spytała niezbyt grzecznie, ale na nim to raczej nie zrobiło wrażenia.
- Siedziałaś tutaj taka sama, pomyślałem, że przyjdę i zagadam.
Eleanor ostentacyjnie złapała się za głowę, z głośnym ,,Ugh".
- A może... siedziałam sama, bo chciałam być sama?
Zobaczyła, że chłopak się trochę skrzywił, chyba przesadziła.
- Okej- powiedział wzruszając ramionami, odwrócił się, by odejść.
- Czekaj, przepraszam - Eleanor sama nie wierzyła, że to mówi.- Po prostu, mam zły humor, nie chciałam być nie miła.
Ku jej zdziwieniu Max usiadł na ziemi, obok fotela i patrzył na nią wyczekująco. Miał bardzo ładny uśmiech, którym zarażał innych. Taki, pozytywny człowiek. Granatowe spodnie i biały t-shirt. Wyglądał na zwykłego chłopaka, chyba mogła z nim pogadać?
W słabym świetle żarówek Sophia wyglądała przepięknie. Długie, ciemne włosy, ciemna skóra i ciemne oczy. Liam uwielbiał tak po prostu siedzieć i na nią patrzeć. Kiedy się śmiała, albo poważniała. To wszystko było takie fascynujące. Kochał ją tak mocno, że wręcz nie mógł sobie wyobrazić tego, że kiedyś mógłby poczuć coś podobnego do kogoś innego. Nikt inny nie byłby w stanie tego zastąpić. Pocałował ją kolejny raz w szyję, trochę dłużej niż zazwyczaj, pozostawiając po sobie tzw. malinkę. Przytulił się do niej i zaczął wdychać zapach wanilii.
- Liam, jesteś pijany - powiedziała Sophia i spojrzała na niego z politowaniem.
- Nje - zaprotestował odrobinę zbyt głośno, kilka osób się odwróciło i na niego spojrzało.
Przecież te kilka (siedem) piw, które ktoś przyniósł, nie mogłoby powalić takiego byka jak on! Chociaż może te lekkie mroczki przed oczami, ogólne zamulenie i baaardzoooo dobry humor, bez szczególnego powodu nie, mogły wskazywać na lekkie podchmielenie.
- Może - odparł po chwili i wtulił się w nią jeszcze mocniej.
Postanowił sobie, że już nigdy jej nie puści, będą już tak siedzieć zawsze. Zaaawszeee, powtórzył w myślach. Powieki były zbyt ciężkie, więc je zamknął, ale tylko na moment! Mógł wręcz przysiąc, że to był ułamek sekundy! Muzyka gdzieś odlatywała powoli, gdzieś bardzo daleko, głosy ludzi, chrupanie czipsów, śmiechy, wszystko było daleko. Jedyne co zostało to zapach wanilii. Tak, cudowna wanilia.
- Liam! - chłopak podniósł się jak po porażeniu prądem.
- Tak, ja, Liam. Nie śpię! - krzyknął, chociaż jego powieki mówiły coś innego.
- Przynieś cole z lodówki, bo Louis zaginął w akcji, już godzinę go nie ma.
Chłopak zamruczał kilka przekleństw pod nosem. Jego przyjaciel- Zayn, czasami bywał bardzo irytujący. Miał złą tendencję do wysługiwania się ludźmi. Liam jednak był jednak zbyt ,,zamroczony" by mieć siłę się kłócić. Poczłapał do kuchni kompletnie zapominając o swojej przysiędze, by nigdy nie puszczać Sophii. Nie wiedział, gdzie dokładnie jest kuchnia, dwa razy obrócił się na korytarzy i nawet nie wiedział, gdzie jest salon. Wszedł w pierwsze lepsze drzwi- łazienka, drugie- o! salon!, trzecie- bingo, kuchnia. W środku było dość ciemno, paliły się jedynie lampki przy szafkach. Liam przetarł leniwie oczy. Musiał jednak powtórzyć to jeszcze raz, ponieważ nie mógł zobaczyć dokładnie postaci w środku. Ku jego zdziwieniu, na wyspie kuchennej siedział Louis i ten lokowany chłopak, który chodził na dodatkową biologię. Chciał wejść dalej, ale coś go podkusiło, by tam zostać. A może po prostu opieranie się twarzą o framugę i robienie wszystkiego, by nie przysnąć, było w jakiś pokręcony sposób przyjemne? W każdym razie chcąc, nie chcąc, z czystej ciekawości zaczął się przyglądać. Oboje siedzieli skrzyżnie, naprzeciwko siebie, a nawet za blisko, jak na jego gust. Coś, co wydało mu się dość dziwne, to to, że Louis dawał temu... yy drugiemu, lody własną łyżeczką. Nagle zapomniał o dziwności tej sytuacji i zapragnął też lodów. Nawet chciał do nich podejść, by dali mu też trochę, w końcu, kto nie lubi lodów? Ale na tą myśl, coś w jego żołądku się obudziło i zmusiło go do szybkiej ewakuacji do toalety. Jak się okazało, piwo za pierwszym razem smakowało paskudnie, ale gdy wracało... łoho, było jeszcze gorzej.
_______________
Baaardzo długi mi wyszedł ten rozdział! Bardzo mi się spodobał pijany Liam. haha
KOMENTUJCIE!