poniedziałek, 18 sierpnia 2014

3. All night long.

   Duże, mahoniowe drzwi się otworzyły, a Eleanor weszła do środka. Czuła jak jej serce wali niczym stado dzikich koni. Jej tata- David, siedział na fotelu przy biurku i obdarzył ją przelotnym spojrzeniem. Większą część swojej uwagi skupiał na kartkach z różnymi wykresami, oraz szklance whiskey. Oczywiście, pomyślała Eleanor. Milczenie ojca było dla niej znakiem, że ma powiedzieć po co tu przyszła. 
 - Hej tato, - drugie słowo brzmiało w jej ustach dość dziwnie- mój kolega z klasy urządza imprezę, no i chciałabym na nią...
 - Porozmawiaj z mamą - odparł upijając kolejny łyk.
 - Już to zrobiłam, ona się zgadza, ale powiedziała, że mam Ciebie też spytać - dziewczyna przygryzła wewnętrzną stronę policzka. - Będą tam wszyscy moi znajomi, Perrie też i Soph...
 - Możesz - powiedział krótko kolejny raz jej przerywając.
    Eleanor zamrugała kilka razy oczami i ścisnęła rąbek koszulki miętoląc ją w dłoni.
 - Dzię..kuję... Będę cały czas pod telefonem i wrócę przed północą.
 - Dobrze, dobrze.
    Dziewczyna spuściła wzrok i wyszła z gabinetu. Uśmiechnęła się, chociaż miała ochotę płakać. Oszukiwanie własnych emocji było w jakimś stopniu pomocne. Tak naprawdę wolałaby, żeby tata się nie zgodził, powiedział, że nie zna tego chłopaka, że nie wie, co tam się będzie działo i, że Eleanor nie może iść. To by znaczyło, że mu zależyWymagam za dużo, pomyślała i poszła do swojego pokoju. Wyjęła z szafy ciemne jeansy z poszarpanymi dziurami i czarną, obcisłą  bluzkę. Lubiła stawiać na minimalizm. Zaczęła się zastanawiać, co Louis pomyśli o tym stroju. Bardzo jej zależało na tym, by chłopak coś do niej poczuł. Chciała mieć kogoś, kto ją przytuli, powie, że jest piękna i poświęci całą swoją uwagę, chciała po prostu być kochana. Kiedy patrzyła na Zayna i Perrie, Liama i Sophię czuła się niechciana, wracała do domu i tutaj też była zbyteczna. I tak przez całe życie.
   Poszła do łazienki, miała 2 godziny, by się przygotować. Wzięła prysznic, umyła włosy, miała zamiar ułożyć je w ,,niesforna fale", tak nazwana została ta fryzura w jednym magazynie dla nastolatek. Pomalowała paznokcie na granatowo, również te u stóp. Makijaż zrobiła nieco mocniejszy niż na co dzień, do tuszu dodała dzień i ciemniejszy błyszczyk. Była nawet zadowolona z efektu końcowego. Ubrana i wyszykowana wyszła z pokoju. Poprosiła tatę, żeby ją podwiózł, ale ten wręczył jej pieniądze i powiedział, że ma wziąć taksówkę. 30 funtów, bez problemu starczy na powrót, pomyślała ze smutkiem i zadzwoniła do jednej z firm, której numer miała akurat zapisany w telefonie.



    Niall zamknął książkę Harry'emu przed nosem. Wiązania jonowe z chemii właśnie odpłynęły gdzieś bardzo daleko. Znajdowali się w salonie Harry'ego, jego mama jeszcze pracowała. Kanapa na której siedzieli była miękka, ale miała wyczuwalne sprężyny, gdy ktoś siadał na nią, to najpierw podskakiwał kilka razy.
 - Ja tam idę, nawet jak ty nie idziesz, a idziesz, to ja idę - powiedział pełen powagi Niall.
    Harry spojrzał na niego z przymrużonymi oczami, musiał powtórzyć w głowie to co powiedział przyjaciel, żeby go zrozumieć.
 - Nie rozumiem Niall, dlaczego tak bardzo cieszysz się z tej imprezy snobów - odparła Melanie, opierała nogi na stoliku i skakała po kanałach w TV, strasznie go to irytowało.
    Niall patrzył na nią o sekundę za długo. Niska, z kobiecymi krągłościami. Miała jasne włosy sięgające prawie do pasa. Piwne oczy, które przypominały bursztyny ze złotymi refleksami. Blade, ale duże usta, zawsze pomalowane błyszczykiem, co wyglądało tak, jakby ktoś musnął je milionem gwiazd. Była piękna, a zarozumiałość i buńczuczność tylko dodawały jej uroku. Znaczy, Niall tylko tak słyszał, to przecież nie były jego słowa, no bo jak... Chociaż dość często zastanawiał się jaka w dotyku jest jej skóra, albo jak pachną włosy. Nie wspominając już o tym, że ciągle ciekawiło go, jak smakuje jej błyszczyk...
    Dzikie spojrzenie pełne złości wybudziły go z daleko idących myśli. Przypomniał sobie szybko o czym była mowa i dalej odgrywał swoją rolę.
 - Oh, bo panna nie-jestem-hipsterem i mam-własne-zdanie wcale nie chce tam iść!
   Melanie się skrzywiła, co nie pasowało do jej twarzy, która zazwyczaj była pozbawiona wyrazu.
 - Pójdę... Ale tylko po to, żeby pośmiać się z tych snobów! - dodała szybko i zadarła nosa.
 - Jaaaasneeee - Niall przeciągnął ten wyraz tak mocno, że wręcz można było zapomnieć jaka była pierwsza głoska.
 - Nadal nie rozumiem dlaczego Louis Ciebie zaprosił, no okej, spotkaliście się raz w wc przez przypadek i co z tego? - spytała Melanie, a Niall po wyrazie twarzy chłopaka się zorientował, że go to zabolało.
  Jego też to zastanawiało, ale nie chciał pytać Harry'ego. Niestety Melanie nie umiała się ugryźć w język, jak zwykle. Nie żeby Niall miał za grosz taktu, ale akurat w tej sprawie wyczuł przyjaciela.
 - Pójdę - powiedział nagle Harry kompletnie ignorując niemiłą uwagę przyjaciółki. Niall dawno nie widział u niego tyle determinacji, nawet odłożył książkę na bok, a to się rzadko zdarzało.
    Skoro namówił już chłopaka, to mieli godzinę czasu, żeby się tam dostać, Louis mieszkał na drugim końcu miasta. Harry pobiegł tylko na górę, by się przebrać. Zostawił swojej mamie karteczkę z napisem ,,Jestem u kolegi, wrócę późno", chociaż i tak spodziewał się, że zdąży do domu przed jej przyjściem, miała dzisiaj siedzieć nocną zmianę.


    Louis strasznie się stresował nadchodzącą imprezą. Raz, chciał, żeby się udała, dwa, miał nadzieję, że nic nie zostanie zniszczone. Jego siostry były za to podekscytowane i malowały się w toalecie. Chłopak zdecydowanie tego nie popierał, bliźniaczki miały 14 lat, dwa lata młodsze od niego. Chociaż... dla niego zawsze będą za młode na te sprawy. Zastanawiał się też, czy Harry przyjdzie. Spotkał go wczoraj na korytarzu, podał adres i godzinę domówki, ale chłopak i tak twierdził, że nie przyjdzie.
    Louis po raz dziesiąty przesunął miskę z popcorem o kilka centymetrów, ale i tak nie było idealnie. Paluszki, cola, orzeszki jak i reszta rzeczy też stały w złych miejscach. Znowu zaczął je przestawiać. Podszedł do laptopa i włączył pierwszą piosenkę z listy Tom Odell - Hold Me, nie był fanem muzyki klubowej, nie miał pojęcia co powinien puścić. Stwierdził więc, że zostawi laptopa i każdy będzie mógł przełączyć na co chce. Nagły dźwięk dzwonka uratował jedną z  paczek chipsów od przestawienia na drugi koniec stołu. Kiedy otworzył drzwi stali przed nimi Zayn, Perrie Eleanor, Stan i jakiś chłopak, który później się przedstawił jako Max. El wyglądała bardzo ładnie, miała długie, szczupłe, może nawet odrobinę za bardzo, nogi i umiała to podkreślić.  Zaprosił wszystkich do środka, usiedli na ukochanej kanapie jego mamy i zabrali się za przekąski, najwyraźniej im nie przeszkadzało ich rozmieszczenie. Dziwne. Bał się, jak zacząć rozmowę, ale grupka  miała już jakiś temat, na który dyskutowali, więc Louis  z chęcią się po prostu do niego dołączył. Po chwili pojawili się również Liam z Sophią, kiedy Lou otworzył drzwi stali na ganku pogrążeni w namiętnym pocałunku, musiał chrząknąć, by zwrócili na niego uwagę. Stanowili piękną parę i gdy tylko na nich patrzyłeś, zaczynałeś im zazdrościć. Zanim Louis zdążył usiąść z powrotem na kanapę przyszły koleżanki jego sióstr. Dziewczyny na razie usadowiły się z nimi w pokoju jednej z bliźniaczek, ale Louis zdawał sobie sprawę, że jak impreza się odrobinę rozkręci, to i tak zejdą na dół. Na jego (nie)szczęście Perrie od razu przełączyła muzykę, na utwór Ariana Grande- Problem, słyszał go kilka razy w radiu, ale nie należał on do jego ulubionych, jednak skoro podobał się innym, to mu nie przeszkadzał. Po chwili przyszedł Stan z grupką ludzi, których albo, totalnie nie znał, albo kojarzył tylko z widzenia.  Wszyscy się z nim przywitali, ale on i tak nie zapamiętał ich imion. W środku zrobiło się odrobinę  tłoczno. To nawet dobrze, pomyślał. Popatrzył na twarze ludzi, chyba im się podobało. Eleanor wyciągnęła go do tańca, na co on niechętnie się zgodził. Gdy w połowie piosenki zadzwonił dzwonek, którego ledwo słyszał przez głośną muzykę i rozmowy, zostawił Eleanor i poszedł otworzyć drzwi. Dziewczyna nie była zbytnio zadowolona, ale poszła do Perrie i zaraz o nim zapomniała. Jego oczom ukazał się Harry w czarnych, bardzo-obcisłych-rurkach i brązowym, luźnym swetrze. Patrzył na niego jak zwykle, czyli  nieśmiało.
 - Hi - powiedział i odgarnął loczka  z czoła.
    Jego uśmiech wywołał w Louise dziwne uczucie.
 - Już myślałem, że nie przyjdziesz! Wchodźcie!
    Louis przedstawił się dwójce jego przyjaciół. Niall od progu uraczył go niesmacznym kawałem o rzeczach, których wolał nie powtarzać na głos i spytał, czy jest coś do jedzenia, chyba polubi tego gościa. Niska blondynka, zapewne jego dziewczyna, nie powiedziała ani słowa prócz- Jestem Melanie, chyba, że do ,,słów" można zaliczyć zmierzenie go wzrokiem i mruczenie jakiegoś komentarza pod nosem. Harry miał doprawdy dziwnych przyjaciół. Chłopak po wejściu do salonu zagarnął na siebie spojrzenia wszystkich, jedne dłuższe, drugie krótsze. Widocznie go onieśmieliły, ponieważ usiadł w fotelu w rogu i zaczął wcinać paluszki patrząc na Louisa. Chłopak chciał do niego podejść i porozmawiać, ale Zayn go właśnie zawołał. Louis po dwóch tygodniach w jego paczce mógł go bardziej opisać. Tak jak wydawało mu się od początku, był zdecydowanie narcyzem, ale poza tym był też miły i widocznie lubił być głową paczki. Jednak wiedział, że gdy Zayn Cię woła, nie wolno go ignorować.
 

    Zayn rozsiadł się na kanapie jeszcze bardziej, była bardzo wygodna, trzymał Perrie w talii. Dziewczyna wyglądała dzisiaj ślicznie, z resztą jak zawsze. Być może to zabrzmi odrobinę chamsko, ale prawda była taka, że gdyby nie to, pewnie nigdy by nawet na nią nie zwrócił uwagi. Nie wierzył w te całe brednie o pięknie wewnętrznym. Znaczy, Perrie była wartościową osobą, przynajmniej dla niego, dobrze im się rozmawiało, mieli podobne zainteresowania i jakby to nazwać, była po prostu ,,fajna". Ale gdy kogoś widzisz po raz pierwszy to nie zaglądasz wgłąb jego duszy za pomocą magicznego tomografu, tylko najzwyczajniej w świecie oceniasz po tym co widzisz. Gdyby nie wygląd, nigdy nie poznałby jej ,,piękna wewnętrznego". Dlatego uważał, że wygląd jest tak samo ważny, co osobowość. Jeden z jego kolegów pytał się go o jakąś głupotę, więc zbył go krótką odpowiedzią. Nie lubił, gdy zawracano mu głowę. Zobaczył Louisa wychodzącego do korytarza, chciał iść za nim i zobaczyć, co robi, ale nie za bardzo mu się chciało. Po chwili chłopak wrócił w towarzystwie 3 osób, które Zayn odrobinę kojarzył. Dziewczyna, należała do Klubu Młodych Artystów, całkiem nieźle szkicowała, aż wstyd się przyznać. Zayn też kiedyś tam chodził, rysunek to jego pasja, o której woli głośno nie rozpowiadać. Blondyn, rzucił chyba kiedyś owsianką w nauczycielkę, było to dawno temu, jeszcze w poprzedniej szkole, ale Zayn to zapamiętał, bo widok jego znienawidzonej wychowawczyni z białą mazią na twarzy był bezcenny. Chłopaka z kręconymi włosami widywał czasami na zajęciach dodatkowych, kiedy Zayn przychodził, by nauczycielka wytłumaczyła mu jakieś zagadnienie, brunet chyba jednak należał do tych ,,mądral", co mają nawet ochotę uczyć się po lekcjach. Zaczął się zastanawiać, skąd Louis ich zna. Zawołał nowego przyjaciela, ponieważ widział, że Eleanor patrzy na niego tęsknym wzrokiem, miał nadzieję, że ta dwójka się zejdzie.
 - Skąd ich znasz? - Zayn spytał  po tym, jak Louis usiadł obok El, wskazał głową na nowo przybyłych gości.
     Louis zmienił nieco wyraz twarzy, na bardziej udawaną, przynajmniej tak się wydawało Zaynowi, co znaczy, że ukrył swoją prawdziwą reakcję. Zaczął się uważniej przyglądać wszystkim zainteresowanym. Ciekawe.
 - Poznałem... toalecie...wydaje... miły - Zayn usłyszał tylko tyle, ponieważ Alex, wysoki, rudy chłopak, puścił na całą parę jakąś techno piosenkę.  Pokiwał głową na znak, że rozumie, chociaż wolałby drążyć temat.

    Paluszki się skończyły, więc Harry przerzucił się na solone orzeszki. Cały czas siedział w tym samym miejscu i się objadał. Niall z Melanie dyskutowali o czymś zawzięcie przy kominku, usłyszał nawet kilka przekleństw, jednak nie znał powodu ich kolejnej ,,kłótni". Louis siedział na kanapie, a Eleanor (chyba tak miała na imię) szeptała mu coś do ucha. Harry był zły, wręcz wkurzony, siedział na tej sofie w samym rogu, nie znał nikogo i się strasznie nudził. Teoretycznie mógłby podejść do kilku osób, które kojarzył z widzenia, ale przecież one mogły go wyśmiać, Harry zawsze strasznie bał się odrzucenia przez innych, więc po prostu z nimi nie rozmawiał, wolał nie kusić losu. Żałował, że tu przyszedł, w domu mógłby obejrzeć TV, albo pobawić się z psem, a tutaj? Zobaczył, że Louis wychodzi na korytarz, więc poszedł za nim, tak, z czystej ciekawości. Chłopak zniknął za drzwiami kuchni, Harry też chciał tam wejść, ale usłyszał głos Eleanor, więc szybko schował się za szafą, dziewczyna przeszła i korytarz i również weszła do kuchni. Nie domknęła za sobą drzwi, więc Harry zaglądał do środka przez szparę. Świeciła się w środku tylko jedna lampa, panował tam lekki półmrok. Zobaczył Louisa zaglądającego do lodówki i Eleanor chwytającą go za nadgarstek. Chłopak najwyraźniej się tego nie spodziewał, bo aż podskoczył. Wyjął z lodówki kolejną coca colę i postawił na blat.  Ku zdziwieniu Harry'ego, dziewczyna pocałowała Louisa w usta. Nie był to delikatny, nieśmiały pocałunek, a mocny i namiętny. Styles chciał wyjść, przecież nie powinien podglądać ludzi w tak intymnej sytuacji, ale nie potrafił się zmusić, żeby odwrócić wzrok. Po kilku sekundach chłopak wyswobodził się z uścisku Eleanor i wytarł usta.  Gdy Harry wytężył słuch, mógł usłyszeć co mówią.
 - Przepraszam, - powiedział Louis - nie mogę.
     Eleanor odwróciła wzrok i odrobinę skuliła się w sobie.
 - Nie możesz, czy nie chcesz? - spytała po chwili, Harry'emu było jej żal.
 - Nie chcę - poprawił się. - Jesteś świetną dziewczyną, to tylko po prostu nie jest to. Nie chcę robić ci nadziei, przepraszam.
    Harry wstrzymał wręcz oddech, by nie zostać zauważonym, bał się, że nawet to usłyszą.
 - To ja powinnam przepraszać, wygłupiłam się, zapomnij - powiedziała i odwróciła się, by wybiec.
    W ostatniej chwili Harry zdążył się schować za szafą, sekunda później i Eleanor by zauważyła. Odetchnął pełną piersią, gdy dziewczyna zniknęła za drzwiami do korytarza. Odetchnął może odrobinkę za mocno, bo ze stolika obok, o którego się oparł, spadł wazon i się potłukł, robiąc przy tym hałas.

    Louis stał w kuchni trzymając coca colę w dłoni. Zastanawiał się czemu odrzucił Eleanor, przecież prędzej planował jakąś bardziej zażyłą relację z nią. Jednak, kiedy dziewczyna go pocałowała poczuł... no właśnie nic nie poczuł. Było może i odrobinę przyjemnie, ale tylko i wyłącznie w fizycznym znaczeniu, dlatego nie odrzucił jej od razu. Jakiś cichy głosik w jego głowie krzyczał ,,Nie! Źle, źle, źle!" i zapalał czerwoną lampkę niczym na skrzyżowaniu. Postąpił pochopnie i posłuchał wewnętrznego ja. Chociaż z drugiej strony, lepiej było nie robić jej nadziei, niż później złamać dziewczynie serce. Myślał, że może z czasem by coś poczuł do niej, ale... sam już nie wiedział.
    Nagle usłyszał trzask w korytarzu, chwycił nóż leżący obok i wybiegł z kuchni. W przedpokoju zastał Harry'ego z pobladłą twarzą, wręcz białą, gdy zobaczył nóż w jego dłoni podniósł ręce w geście ,,poddaję się" i przykleił się do ściany.
 - Harry? Co ty tu robisz? Czy ty... słyszałeś? - Louis złagodniał i od razu odłożył nóż na półkę.
    Harry ominął rozbite szkło i staną jakiś metr od kolegi, ale nie patrzył na niego, miał wzrok wbity w panele na podłodze. Te wzory, różne wielkości słoi ,,drewna", przecież to takie intrygujące!
 - Nie słyszałem Ciebie i Eleanor... - powiedział cicho, a Louis stwierdził, że chłopak nie umie kłamać.
 - Podsłuchiwałeś! - powiedział z urazem Louis, chociaż nie był, aż tak bardzo zły.
 - Przepraszam - Harry wyglądał na bardzo skruszonego, aż chłopakowi zrobiło się go żal.
    Louis wyjął ze schowka miotełki i szufelkę, by posprzątać szkła. Ktoś w salonie puścił właśnie One Republic- Couting Stars, lubił ta piosenkę, a szczególnie tekst. Oboje zaczęli sprzątać. Dłonie Harry'ego były bardzo duże, co z niewiadomych powodów, wydało się Louisowi urocze, a nawet... sexy? Potrząsnął delikatnie głową, by przestać o tym myśleć.  Zaniósł odpadki do śmietnika, a Harry chodził za nim jak cień.
 - Chodźmy do salonu - zaproponował Louis, trochę krępowała go ta cisza, jak powiedział, tak zrobił.
 - Ja chyba pójdę już do domu - głos Harry'ego był bardzo cichy,  patrzył po raz kolejny na podłogę.
    Louis zatrzymał się w pół kroku i spojrzał na kolegę ze ściągniętymi brwiami. Przecież dopiero co przyszedł, góra pół godziny temu.
 - Co? Czemu? - podszedł do niego bliżej.
 - To nie dla mnie - wzruszył ramionami i zaczął przygryzać dolną wargę, co przyciągało wzrok Louisa.
 - Dlaczego nie? - spytał próbując sprawić, żeby chłopak na niego spojrzał.
 - No wiesz... - znowu wzruszył ramionami - jestem tylko Harry, nie nadaję się na imprezy, wstydzę się rozmawiać z tymi ludźmi.
     Według Louisa, Harty wyglądał jak biedny szczeniak, z którym nikt się nie chce bawić. Zrobiło się mu naprawdę żal chłopaka, tym bardziej, że był bardzo miły i nie wyglądał na złą osobę.
 - Możesz rozmawiać ze mną, w końcu się bliżej poznamy - próbował mówić cicho i delikatnie, głosem, który używa się do nieśmiałego 5-latka.  - Okej?
 -  Nie chcę Ci przeszkadzać - powiedział Harry, chociaż Louis był przekonany, że tak naprawdę podoba mu się ta propozycja, odważył się nawet popatrzeć chwilę na niego.
     Brunet podszedł do lodówki i wyjął z nich litr lodów czekoladowych i litr karmelowych. Pokazał je Harry'emu, miał nadzieję, że to przekona.
 - Słuchaj, usiądziemy tutaj i zjemy je. Może być? Jak się poczujesz pewniej, to wrócimy do salonu.
    Louis usiadł skrzyżnie na wyspie kuchennej, a Harry po nieznacznym przytaknięciu głową zrobił to samo. Blat był zimy, ale mu to nie przeszkadzało, ponieważ w domu było bardzo duszno, a koszula, którą miał na sobie, była zapięta pod samą szyję.  Harry wybrał loty karmelowe, więc Louis musiał się zadowolić czekoladowymi. Jedli je prosto z opakowania, po co brudzić miseczki? Pf. Kiedy Harry nic nie mówił,  Louis domyślił się, że sam musi zacząć jakoś rozmowę, nie żeby spodziewał się czegoś innego. Zaczął, więc przesłuchanie, albo 1000 pytań do, jak kto woli to nazywać. Dowiedział się, że chłopak w wolnych chwilach lubi czytać książki, wiersze, albo szkicować, powiedział, że pokarze kiedyś swoje prace Louisowi. Ma starszą siostrę- Gemmę, która jest już w Collage'u. Mieszkają z mamą, ponieważ tata zmarł, gdy byli dziećmi. Jego ulubiony kolor to granatowy, książka ,,Buszujący w zbożu", piosenka ,,SOKO- We might be death by tommorow", a swoich przyjaciół zna od 6 roku życia. Louisa zszokowało to, jak Harry się otworzył, można nawet rzec, że to on nadawał rytm ich rozmowie, jego buzia prawie nigdy się nie zamykała. Wiedział już, że jeśli chce namówić go do rozmowy, musi zadawać pytania o rzeczy, które on kocha. Ta pasja, fascynacja, którą słyszał w jego głosie, gdy opowiadał, o ostatniej książce, którą przeczytał, bądź koncercie na którym był, sprawiała, że Louis zawsze-mam-coś-do-powiedzenia, mógł po prostu siedzieć i słuchać. Bał się, że jak powie słowo, to spłoszy Harry'ego i cały czar pryśnie.

    Mały fotel w rogu salonu, tuż obok grzejnika i okna, wydawał się Eleanor idealny, z dala od Perrie i Sophi, które będą wypytywać ją o Louisa. Miała złamane serce, no... a przynajmniej lekko draśnięte. Nie spodziewała się tego, że Louis ją odrzuci, była wręcz na 100 procent pewna sukcesu! Chociaż bardziej, niż jej serce, ucierpiała duma. Oznaczało to, że kolejne tygodnie będzie musiała czekać na swojego księcia z bajki, czekać, aż ktoś ją pokocha. Może powinna kupić sobie psa? Małego szczeniaczka. On na pewno obdarzy ją miłością. Jej rodzice się zgodzą, bo przecież im więcej będzie miała zajęć, tym mniej czasu będą musieli jej poświęcać. Labladora, Golden Retrievera, albo jakiegoś mniejszego, np. Yorka. Tak, pies to bardzo dobry pomysł.
 - Hej mała - z głębokich rozmyślań o kupnie szczeniaka wybudził ją jakiś głos. Całkiem zapomniała już, że jest na imprezie, a wokół są ludzie.
    Spojrzała lekko zirytowana na chłopaka, właściciela owego głosu. Chciała, żeby wszyscy dali jej spokój i, żeby mogła dalej myśleć o szczeniakach. Przed nią stał Max, wysoki chłopak, z w miarę długimi, ciemnymi włosami. Poznała go kiedyś na urodzinach Perrie.
 - Hę? - spytała niezbyt grzecznie, ale na nim to raczej nie zrobiło wrażenia.
 - Siedziałaś tutaj taka sama, pomyślałem, że przyjdę i zagadam.
    Eleanor ostentacyjnie złapała się za głowę, z głośnym ,,Ugh".
 - A może... siedziałam sama, bo chciałam być sama?
     Zobaczyła, że chłopak się trochę skrzywił, chyba przesadziła.
 - Okej- powiedział wzruszając ramionami, odwrócił się, by odejść.
 - Czekaj, przepraszam - Eleanor sama nie wierzyła, że to mówi.-  Po prostu, mam zły humor, nie chciałam być nie miła.
     Ku jej zdziwieniu Max usiadł na ziemi, obok fotela i patrzył na nią wyczekująco. Miał bardzo ładny uśmiech, którym zarażał innych. Taki, pozytywny człowiek. Granatowe spodnie i biały t-shirt. Wyglądał na zwykłego chłopaka, chyba mogła z nim pogadać?

   W słabym świetle żarówek Sophia wyglądała przepięknie. Długie, ciemne włosy, ciemna skóra i ciemne oczy. Liam uwielbiał tak po prostu siedzieć i na nią patrzeć. Kiedy się śmiała, albo poważniała. To wszystko było takie fascynujące. Kochał ją tak mocno, że wręcz nie mógł sobie wyobrazić tego, że kiedyś mógłby poczuć coś podobnego do kogoś innego. Nikt inny nie byłby w stanie tego zastąpić. Pocałował ją kolejny raz w szyję, trochę dłużej niż zazwyczaj, pozostawiając po sobie tzw. malinkę. Przytulił się do niej i zaczął wdychać zapach wanilii.
 - Liam, jesteś pijany - powiedziała Sophia i spojrzała na niego z politowaniem.
 - Nje - zaprotestował odrobinę zbyt głośno, kilka osób się odwróciło i na niego spojrzało.
   Przecież te kilka (siedem) piw, które ktoś przyniósł, nie mogłoby powalić takiego byka jak on! Chociaż może te lekkie mroczki przed oczami, ogólne zamulenie i baaardzoooo dobry humor, bez szczególnego powodu nie, mogły wskazywać na lekkie podchmielenie.
 - Może - odparł po chwili i wtulił się w nią jeszcze mocniej.
    Postanowił sobie, że już nigdy jej nie puści, będą już tak siedzieć zawsze. Zaaawszeee, powtórzył w myślach. Powieki były zbyt ciężkie, więc je zamknął, ale tylko na moment! Mógł wręcz przysiąc, że to był ułamek sekundy! Muzyka gdzieś odlatywała powoli, gdzieś bardzo daleko, głosy ludzi, chrupanie czipsów, śmiechy, wszystko było daleko. Jedyne co zostało to zapach wanilii. Tak, cudowna wanilia.
 - Liam! - chłopak podniósł się jak po porażeniu prądem.
 - Tak, ja, Liam. Nie śpię! - krzyknął, chociaż jego powieki mówiły coś innego.
 - Przynieś cole z lodówki, bo Louis zaginął w akcji, już godzinę go nie ma.
     Chłopak zamruczał kilka przekleństw pod nosem. Jego przyjaciel- Zayn, czasami bywał bardzo irytujący. Miał złą tendencję do wysługiwania się ludźmi. Liam jednak był jednak zbyt ,,zamroczony" by mieć siłę się kłócić. Poczłapał do kuchni kompletnie zapominając o swojej przysiędze, by nigdy nie puszczać Sophii. Nie wiedział, gdzie dokładnie jest kuchnia, dwa razy obrócił się na korytarzy i nawet nie wiedział, gdzie jest salon. Wszedł w pierwsze lepsze drzwi- łazienka, drugie- o! salon!, trzecie- bingo, kuchnia. W środku było dość ciemno, paliły się jedynie lampki przy szafkach. Liam przetarł leniwie oczy. Musiał jednak powtórzyć to jeszcze raz, ponieważ nie mógł zobaczyć dokładnie postaci w środku. Ku jego zdziwieniu, na wyspie kuchennej siedział Louis i ten lokowany chłopak, który chodził na dodatkową biologię. Chciał wejść dalej, ale coś go podkusiło, by tam zostać. A może po prostu opieranie się twarzą o framugę i robienie wszystkiego, by nie przysnąć, było w jakiś pokręcony sposób przyjemne? W każdym razie chcąc, nie chcąc, z czystej ciekawości zaczął się przyglądać. Oboje siedzieli skrzyżnie, naprzeciwko siebie, a nawet za blisko, jak na jego gust. Coś, co wydało mu się dość dziwne, to to, że Louis dawał temu... yy drugiemu, lody własną łyżeczką. Nagle zapomniał o dziwności tej sytuacji i zapragnął też lodów. Nawet chciał do nich podejść, by dali mu też trochę, w końcu, kto nie lubi lodów? Ale na tą myśl, coś w jego żołądku się obudziło i zmusiło go do szybkiej ewakuacji do toalety. Jak się okazało, piwo za pierwszym razem smakowało paskudnie, ale gdy wracało... łoho, było jeszcze gorzej.

_______________
Baaardzo długi mi wyszedł ten rozdział! Bardzo mi się spodobał pijany Liam. haha

KOMENTUJCIE!

sobota, 9 sierpnia 2014

2.Spotkanie na dziedzińcu

    Stołówka w szkole St. Patrick była bardzo duża, największe pomieszczenie zaraz po auli.  Limonkowe ściany i dziesiątki stolików. Wielkie okna sięgające od sufitu po samą podłogę dawały bardzo dużo światła, co było niezbyt dobre, ponieważ sprawiało, że uczniowie wiedzieli BARDZO wyraźnie jedzenie na talerzach, które, krótko mówiąc, nie wyglądało apetycznie. Harry zastanawiał się, za co ich rodzice płacę tyle kasy. Chwycił swoją tacę z żółta breją udającą puree i dwoma brązowymi kulkami o twardości godnej diamentu, podobno były to klopsy, ale Harry wiedział swoje. Minął kilka stolików i usiadł tam gdzie zawsze. Po lewej Melanie, po prawej Niall. Było to przeklęte miejsce, ponieważ na każdym lunchu ta dwójka prowadziła zażarte bitwy słowne, a czasem nawet dochodziło do rękoczynów. Niall podpuszczał Melanie, a Melanie z chęcią łapała się na haczyk i rozpoczynała kolejną wojnę. Mogli udawać ile chcieli, ale Harry wiedział, że tak w głębi duszy są w sobie po uszy zakochani.  Ze stoickim spokojem znosił ich słowne potyczki, kryjąc delikatny uśmiech, jaki pojawiał się na jego ustach  za każdym razem, gdy Niall rzucał w stronę Mealnie jakąś dwuznaczną uwagę, a dziewczyna się rumieniła. Harry nabił więc widelec na ,,klopsa" i spróbował go pogryźć. Mimowolnie odwrócił wzrok i umieścił go na stoliku tuż obok największego okna, stoliku tych ,,fajnych". Od kilku dni obserwował Louisa, chłopak bardzo szybko zakumplował się z Zaynem i paczką. Nic dziwnego, był charyzmatyczny i zabawny. Rozmawiał z nim tylko raz w toalecie, ale gdy na niego patrzył, to prawie zawsze chłopak coś mówił, a reszta go słuchała i co jakiś czas się śmiała. Harry czasem wyobrażał sobie, co chłopak opowiada, jakie ciekawe historie, bardzo chciałby usłyszeć choć jedną. 
    

    Louis właśnie skończył swoją poruszającą historię o tym, jak wcisnął swojej nauczycielce ciastka dla psa udając, że to słone krakersy. Wszyscy się zaśmiali, a Eleanor zatrzepotała nawet rzęsami.  
 - Taa... - zamruczał pod nosem i otworzył przeźroczystą butelkę wody źródlanej, zaschło mu w gardle.
    Dziewczyna była bardzo miła, ładna i nie należała też do najgłupszych, a do tego ewidentnie się do niego kleiła. W Doncaster miał dziewczynę Hannę, miła, zabawna i ludzie ją lubili, a mu przyjemnie się spędzało z nią czas. Zawsze wiedział, że te całe ,,motyle w brzuchu" i ,,ciężkie aj lof ju" na niego nie działa. Jeśli zacząłby spotykać się z Eleanor to miałby zagwarantowaną stałą kartę pobytu w tej paczce, a mu się tu podobało. Uśmiechnął się więc  szczerze do dziewczyny, jednak nie puścił jej oczka, chociaż miał taki zamiar. Zajął się swoim talerzem i udał, że słucha Liama opowiadającego coś ,,fascynującego" o muszkach owocówkach.  Był w tej szkole już drugi tydzień,  ale bardzo się przyzwyczaił. Rozmawiał na skype ze swoimi znajomymi z Doncaster, a gdy się nudził przesiadywał w pokoju i grał na konsoli w Fifę. W weekend niestety nie został zaproszony nigdzie przez nową paczkę, co odczuł jako ,,jesteś fajny, ale się wykaż". Na domiar złego musiał pomagać mamie przy rozpakowywaniu wszystkiego. Tak jak zaplanował, chciał urządzić u siebie imprezę w ten piątek. Tata musiał wyjechać do Liverpoolu na jakieś podpisanie umowy, a mama jako zagorzała fanka  The Beatles nie przegapiłaby okazji, żeby po raz tysięczny odwiedzić muzeum dedykowane swojemu ukochanemu zespołowi. Ale Louis w duszy domyślał się, że mama po prostu bała się zdrady taty i chciała go pilnować. Jednak zgodzili się na imprezę w domu, więc Louis nie narzekał. Jedynym ich warunkiem było to, że jego siostry mogły zaprosić też kilka swoich koleżanek, co mu raczej nie przeszkadzało. Był więc pełen entuzjazmu i nadziei na udany wieczór. Nie znał niestety za dużo osób z nowej szkoły, przy zaproszeniach pomagała mu Eleanor i Perrie. Kiedy Spojrzał na listę 15 osób, stwierdził, że przynajmniej 7 z nich nie zna, albo nie kojarzy, ale zgodził się, bo co mu pozostało? Ze swojej strony chciał zaprosić Harry'ego. Od pierwszego dnia w szkole rozglądał się za nim wśród tłumów, ale nigdzie nie mógł go dostrzec. Pytał nawet swoich nowych znajomych, czy znają jakiegoś Harry'ego Stylesa, ale wszyscy, jak jeden mąż twierdzili, że nie. Harry musiał być więc, albo jego przewidzeniami spowodowanymi przez opary chemikaliów w toalecie, albo być po prostu nie za bardzo lubianym. Niestety Louis stwierdził, że ta druga opcja jest dużo bardziej prawdopodobna. Louis wstał od stołu, zostało mu jeszcze pół godziny przerwy na lunch, oraz trzy dni na znalezienie Harry'ego. Stanął na schodach, które prowadziły ze stołówki na drugie piętro i zaczął przyglądać się wszystkim stolikom po kolei, niestety już po chwili wszyscy ludzie zaczęli się zlewać w jedno, a mu wstyd było ubrać okulary, by lepiej widzieć. Zaczął więc wcielać w życie plan b. Podszedł do jednego ze stolików osób, które jak się domyślał były zwykłymi, przeciętnymi uczniami. Spytał ich o Harry'ego, ale oni również go nie znali. Gdy doszedł do trzeciego stolika jedna dziewczyn, o kruczoczarnych włosach i delikatnych piegach na nosie powiedziała, że widziała jak Harry wychodził na zewnątrz. Co prawda nie kojarzyła Harry'ego po imieniu, bądź nazwisku, ale zorientowała się, gdy Louis powiedział ,,wysoki, brązowe loczki, zielone oczy". W Louisie zakwitła odrobina nadziei. Wyszedł na korytarz i przez chwilę musiał się zastanowić, w którą stronę iść, ta szkoła była bardzo duża i jeszcze nie do końca ją poznał. Skierował się do środkowego korytarzu, chociaż nie miał pewności, że to on jest właściwy. Skręcił później jeszcze w kilka innych korytarzy, aż w końcu trafił do wyjścia na dziedziniec. Powietrze było dosyć zimne, a on był w samym t-shircie i sweterku, więc przeszły go ciarki, ale nie zwrócił na nie uwagi. Od razu zobaczył Harry'ego, był jedną osobą, która spędzającą przerwę na dworze pod  koniec października. Siedział skrzyżnie na jednej z wielu ławek z książką na kolanach, klon, który nad nim górował był już prawie łysy, a liście tworzyły złoto-bordowy dywan pod nim. Louis podbiegł do niego i znienacka usiadł obok. Harry, aż podskoczył.
 - Witaj Haroldzie, wiesz jak ciężko Cię znaleźć?
     Harry patrzył na niego tak jakby zobaczył ducha. Cała krew z jego twarzy zgromadziła się w policzkach i w piekielnie czerwonych ustach.
 - Louis, cześć. Co ty tu robisz?
 - Szukam Cię od tygodnia! Chodzisz w ogóle do tej szkoły? Pytałem chyba z 30 osób o ciebie i nikt mi nie potrafił pomóc, dopiero jakaś dziewczyna z piegami powiedziała, że wyszedłeś na dwór.
     Louis pomyślał, że Harry jest dziwny, ponieważ najpierw się ucieszył, a potem jakby znowu posmutniał, a to tylko podczas tych kilku zdań.  Brunet przekręcił głowę i przyjrzał się loczkowi. Przy ich pierwszym spotkaniu nie dostrzegł tych kilku pryszczy na twarzy, ale nie przeszkadzały mu. Jego włosy wyglądały na bardzo miękkie i sprężyste, miał ochotę je dotknąć, by sprawdzić, czy naprawdę takie są.
 - Dlaczego mnie szukałeś? - spytał Harry cicho.
      Louisa zdziwiło to pytanie, chociaż w sumie nie wiedział dlaczego. Przecież to było normalne pytanie. Pewnie chodziło o to, że nie znał odpowiedzi.
 - Wydajesz się być fajnym chłopakiem, a ja szukam znajomych - powiedział od razu, po chwili zorientował się jak materialnie to zabrzmiało, ale już się nie poprawiał.
 - Przecież masz znajomych, Zayna i innych - powiedział jeszcze ciszej.
     Louis zdziwił się na tą odpowiedź.
 - Obserwujesz mnie?  - Spytał śmiejąc się.
 - Wszyscy wiedzą jak ktoś nowy dochodzi do ich paczki - chłopak wzruszył ramionami, a Louis zaczął się zastanawiać, czy nie zmienić karteczki na jego czole na ,,nieśmiały dziwak".
  - W każdym razie, chciałem Cię zaprosić na imprezę u mnie, w ten piątek.
    Harry w końcu spojrzał towarzyszowi prosto w oczy. Louis stwierdził, że w świetle dziennym jego tęczówki mają dużo piękniejszą barwę, niż przy sztucznych żarówkach w toalecie.
  - Dziękuję, ale nie wiem czy będę mógł przyjść, poza tym, nie miałbym z kim rozmawiać, nie znam twoich znajomych.
     Harry ponownie spuścił wzrok i zaczął bawić się kantem kartki w książce. Louisa zaczęła równocześnie irytować i rozczulać jego nieporadność.
 - Hej! Przecież będziesz mógł gadać ze mną, jak chcesz, to zabierz jakiś swoich przyjaciół.
    Harry ponownie wzruszył ramionami, a loczek opadł mu na czoło. Louis poczuł się odrobinę urażony, do tej pory każda zaproszona osoba od razu się zgadzała i cieszyła.
 - Ja nawet ciebie nie znam - powiedział w końcu Harry, jakby go olśniło, a głos był silniejszy.
    Louis chciał coś powiedzieć, ale zdał sobie sprawę, że to całkowita prawda. Jednak przynajmniej wiedział jak ma na imię, a  reszta gości na tej imprezie była mu jeszcze bardziej obca.
 - Jesteś Harry, ja jestem Louis. Znamy się. Z resztą jeśli nie chcesz, to nie, ale fajnie by było gdybyś przyszedł. - Louis dźwignął się na nogi i wygładził materiał bawełnianej koszulki. - Pójdę już, cześć.
 - Cześć - odpowiedział Harry i spojrzał mu jeszcze raz w oczy na ułamek sekundy, po czym wrócił do lektury książki.
    Niebywałe. Pomyślał Louis, żeby nerd odrzucał jego zaproszenie na imprezę. Kim jesteś Harry, kim?
 _____________________
Komentujcie! 3 rozdział się pojawi, jak pod tym bd 7 komentarzy. ;)

piątek, 8 sierpnia 2014

1. Cześć, jak masz na imię?

    Harry został brutalnie wyrwany z objęć snu, przez niezbyt delikatny dzwonek budzika. Przeklął na głos, żałował, że ustawił tak debilną melodię. Przez niecałe 10 minut zbierał w sobie siłę, by podnieść się z łóżka. Rozważał dziesiątki pomysłów, jak by tu się wymigać od szkoły, miał zamiar symulować kaszel, a gdyby to nie poskutkowało, to nawet omdlenie. Wszystko, by tylko nie musieć wstawać z łóżka, desperacja. Było takie ciepłe, miękkie i miał wrażenie, że wręcz szepce mu do ucha ,,Śpij Harry, śpij.". Jego powieki ponownie się zamykały, a świadomość uciekała, gdyby nie nagła interwencja starszej siostry, Gemmy, pewnie znowu by odpłynął. Dziewczyna pomogła mu wstać, o ile można tak nazwać wyrwanie kołdry i wyciągnięcie z łóżka za nogę. Harry upadł boleśnie na tyłek. 
 - Dziękuję, chyba - powiedział dźwigając  się na nogi.
 - Zawsze gotowa, by pomóc młodszemu braciszkowi  -  uśmiechnęła się złowieszczo i jako zwieńczenie swojego niecnego uczynku poczochrała mu jego już-i-tak-poplątaną czuprynę.
    Gemma była wysoka, zresztą Harry również, natura jednak nie obdarzyła jej w brązowe loczki tak jak w jego przypadku. Jej włosy były proste i ufarbowane na niebiesko-fioletowo. Poza tym jednym mankamentem, byli piekielnie podobni, te same zielone oczy, te same duże usta, nawet łuki brwiowe i szczęki mieli podobne.
    Harry pościelił łóżko, zrobił kilka skłonów i przysiadów, by rozruszać zastałe mięśnie. W łazience umył szybko twarz, zęby, rozczesał włosy. Na biurku leżały ubrania, które wczoraj uszykował. Czarne jeansy i jego ulubioną fioletową bluzę z Jack Wills. Książki również miał już spakowane  w torbie, zawsze wolał być przygotowany. Zbiegł po schodach i zjadł miskę płatków Cheerios z mlekiem. Kuchnia była średniej wielkości pomieszczeniem z beżowymi kafelkami i czerwonymi szafkami, lubił tu przebywać, bo to było jedynie pomieszczenie bez tej wszechobecnej bieli, rządzącej w ich domu. Usłyszał trzaśnięcie drzwiami frontowymi i krótkie ,,Hej" rzucone w biegu. Gemma najprawdopodobniej już wyszła i minęła w przejściu Nialla, który po niego przyszedł, jak co rano. 
 - Ciaaaaastkaaaa - Harry usłyszał go szybciej, niż go zobaczył, rzucił mu plastikowe pudełko pełne ciastek. 
 - Mama wczoraj upiekła i dała mi na drugie śniadanie- wyjaśnił jedząc jedno z nich.
 - Jesteś świadom, że to nie pora na drugie śniadanie? - spytał Harry chowając miskę do zmywarki. 
 - Nie zagłębiam się w szczegóły. 
    Harry chwycił torbę, którą przyniósł z pokoju, ubrał trampki i ruszył w drogę z Niallem. Była lekka mgła, a drobinki wody osadzały się na ubraniach, także już po chwili oboje mieli wilgotne ciuchy. Po kilku przystankach metra, w końcu znaleźli się na ulicy przy szkole. Stamtąd zostało im tylko 5 minut drogi piechotą, oni na szczęście mieli jeszcze 10 minut, więc w ogóle się nie śpieszyli.  Jednak gdy doszli do w końcu do szkoły, Harremu zaczęły się przypominać 3 szklanki soku pomarańczowego, które wypił do śniadania i pobiegł do toalety. 

    Poranek Louisa nie należał do najlepszych, przyjechali do nowego domu wczoraj wieczorem, a już dzisiaj musiał iść razem z siostrami do szkoły. Rodzice za żadne skarby świata nie chcieli im odpuścić kilku dni. Ciężarówka z ich rzeczami stała przed domem i czekała na rozpakowanie. Wszystkie jego ciuchy były tam również. Jako, że nie było mowy o tym, żeby w pierwszy dzień szkoły miał na sobie t-shirt poplamiony keczupem z hot-doga zjedzonego na stacji benzynowe, to po porannej toalecie i zjedzeniu śniadania, musiał przez dobre pół godziny szukać swojej torby w ciężarówce. Jego siostry okazały się na tyle sprytne, że swoje ubrania przetransportowały w ich osobówce. Czemu do cholery ja na to nie wpadłem? Mruczał pod nosem przeciskając się między dwoma krzesłami, a kanapą na pace. Większość mebli rodzice sprzedali, a do nowego domu kupili następne, jednak do skórzanej kanapy i kilku przeklętych krzeseł mieli dziwny sentyment. Kiedy Louis z  miną zwycięscy wmaszerował do swojego pokoju zabrał się za wybieranie ubrań. To nie była taka prosta sprawa, bo przecież w pierwszy dzień musiał naprawdę dobrze wyglądać. Po 15 minutach w końcu zdecydował się na beżowe spodnie i koszulę w granatową kratę, żeby podkreślała jego kolor oczu, wszystko oczywiście od projektantów. Najwięcej czasu spędził jednak przed lustrem układając włosy, grzywka na bok, do góry na żel, próbował nawet w akcie desperacji zaczesać wszystko do tyłu, ale wyglądał wtedy jak nerd z lat 50, jeszcze tylko brakowało mu tych głupich okularów, które powinien nosić. Na końcu jednak zdecydował się na ,,artystyczny nieład" al'a Pattinson. Chciał zapakować książki do torby, ale zdał sobie sprawę, że przecież nie ma książek. Wrzucił wiec do torby jedynie telefon, słuchawki, butelkę wody i portfel. Do szkoły podwiozła go mama, która nie pracowała. Tata w drodze do laboratorium, którego został prezesem, podrzucił młodsze siostry do ich szkoły. Louis stanął na chodniku przed wielkim budynkiem, dziesiątki nastolatków tłoczyły się do środka, kilkoro nawet go trąciło ramieniem, gdy stanął w przejściu jak wryty, widocznie zestresowany całą sytuacją. Zebrał w sobie całą odwagę i wszedł do środka. Czuł się jak nieumiejący pływać 5-latek, wrzucony na środek jeziora. Jakiś chłopak stanął mu na nowym bucie, brudząc go. Przypomniał sobie poprzednią szkołę, gdy do niej wchodził, wszyscy się z nim witali, próbowali zagadać, opowiedzieć dowcip, przypodobać się. Lubił to, czuł się w takiej sytuacji tysiąc razy lepiej, niż w tej, której znajdował się obecnie. Wzrokiem wyłapał gdzieś drzwi od toalety, przecisnął się do nich, chciał zmyć błoto z buta i uwolnić się od tego tłumu. W środku było czysto i śmierdziało środkami chemicznymi, co i tak było dużo lepsze, od perspektywy zapachu, jaki jest w  innych publicznych toaletach. Podszedł do dozownika papieru i opierając się jedną ręką o ścianę, w celu złapania równowagi, zaczął czyścić buty. Po chwili były już w miarę czyste, więc odwrócił się i uderzył prosto w jakiegoś chłopaka. 

   Harry usłyszał dźwięk otwierających się drzwi i ciche przekleństwa, coś o brudnych butach. Zaśmiał się w duchu, chłopak najwyraźniej nawet go nie zauważył. Był niski, no, przynajmniej niższy od Harry'ego i ładnie ubrany, nie widział jego twarzy, a tylko tył głowy, jasno-brązowe włosy, zaczynał się zastanawiać, jak wygląda ich właściciel. Zapiął rozporek i poszedł w stronę umywalki, jednak tajemniczy chłopak niespodziewanie się odwrócił i w niego wpadł.
 - Oops - powiedział. 
    Miał prześliczne błękitne oczy i szeroki uśmiech, wyglądał dużo doroślej od Harry'ego.
 - Hi - Harry nie wiedział co ma odpowiedzieć, a ,,Hi", było jego pierwszą myślą, co potem wydało mu się bardzo głupie, bo powinien raczej przeprosić, czy coś. 
 - Jestem Louis Tomlinson, a ty?
   Harry przełknął ślinę i patrzył się na chłopaka. Był przystojny, bardzo przystojny. 
 - Ha.. Harry Styles - odpowiedział szybko.
   Podszedł do umywalki by umyć ręce. Podniósł głowę i zobaczył w lustrze, że Louis nie ruszył się z miejsca, tylko go obserwował. Harry poczuł w sobie coś, po prostu coś, coś nowego, czego nie było tam prędzej. Zobaczył, że się rumieni. Jeden z loczków opadł mu na czoło. Otworzył buzię, by coś powiedzieć, jednak w tej chwili zadzwonił dzwonek na lekcje, a on już zapomniał co chciał. Mokre ręce wytarł w spodnie jeansów. 
 - Miło było Cię poznać Harry.
    Chłopak odwrócił się, jednak Louis już wychodził przez drzwi. Harry również szybko wyszedł z toalety, udał się do swojej klasy, nie lubił się spóźniać. 

  Kartka z rozpiską planu lekcji wydawała się Louisowi bardzo skomplikowana, tym bardziej, że ciągle żałował, że nie nawiązał z Harrym głębszego kontaktu, wydawał się być miłym chłopakiem, a mu potrzebni byli znajomi w nowej szkole. W końcu trafił do swojej klasy, miał zacząć informatykę, przyszedł kilka minut po dzwonku, ale nowym zawsze się takie rzeczy wybacza. Zapukał trzy razy do drzwi,a  po usłyszeniu ,,Proszę" wszedł do środka. Dość duża, przestronna sala z w miarę nowym sprzętem. Było w niej pięć, okrągłych stołów z komputerami przy każdym stanowisku. Widać, że szkoła nie należała do biednych. Nauczyciel patrzył na niego przez kilka sekund ze ściągniętymi brwiami, ale jednak po chwili, jakby dostając olśnienia, spytał.
 - Louis Tomlinson? 
 - Eee, tak, Pan Watherson? - Louis czuł, że powinien powiedzieć coś więcej nić tylko ,,,eee, tak".
  Louis zamknął za sobą drzwi, ale nie wszedł głębiej do klasy, nie wiedziałby nawet gdzie ma iść. Podejść do nauczyciela, czy usiąść na pierwszym lepszym miejscu? Najbardziej optymalną opcją wydało mu się więc, stanie i czekanie co powie Pan Watherson. Po chwili namysłu nauczyciel kazał mu się przedstawić klasie i przywitać z każdym z osobna. Gdy  przy 3 stoliku podszedł do Mulata, z kolczykiem w uchu, który przedstawił się jako Zayn, wiedział już, że trafił w dziesiątkę.
 - Hej, jestem Zayn. Czy to koszula od Cavina Kleina z ostatniej kolekcji? - spytał z uśmiechem prezentującym szereg białych zębów. 
 - No jasne, masz dobre oko - odpowiedział Louis ciesząc się w duchu.
 - Dzięki, usiądź z nami jak chcesz - Zayn wskazał jedyne wolne miejsce przy stoliku.
   Louis przywitał się szybko z resztą ludzi nie siląc się nawet, by zapamiętać ich imiona i usiadł na zaproponowanym mu miejscu. Okrągły stolik pełen bogatych dzieciaków, szybko trafił do elity. Eleanor, Perrie, Liam, Sophia, Zayn, Stan i on, Louis. Wiedział jednak, że to dopiero początek, będzie musiał się wykazać, urządzić jakąś imprezę, czy coś w tym stylu. Jednak czuł już wstępną przynależność do jakiejś grupy, co napawało go względnym spokojem. Lekcja była nudna, a on większość swojej uwagi skupiał na tym, by pokazać się od najlepszej strony. Przyglądał się swoim towarzyszom, słuchał co mówili, w jaki sposób i przyklejał im na czoła niewidzialne karteczki z napisami, które według miały by opisywać dane osoby. Zayn- narcyz, Liam- bogaty nerd, Sophia- dziewczyna Liama  (uważał, że taki przydomek jak na razie jej wystarczy), Stan- osiłek, niezbyt inteligenty, Perrie- ślicznotka, dziewczyna Zayna, Eleanor- panna samotna.  Później czuł lekkie wyrzuty sumienia, z powodu tak bardzo materialnego podejścia do prawdopodobnie przyszłych przyjaciół, ale po prostu lubił wiedzieć, z kim na do czynienia. Gdzieś w jego głowie pojawiła się niespodziewanie twarz Harry'ego z karteczką ,,fajny chłopak???". Te trzy znaki zapytania dorysował niewidzialnym długopisem dopiero po chwili, ponieważ jeszcze nikogo nie nazwał tak po prostu kimś fajnym. Nie był pewny, czy to mogło być prawdą.

    

*PROLOG*

    Ostatni karton wylądował na przyczepie ciężarówki, ten był wypełniony kieliszkami do wina, osobne do czerwonego i białego. Louis położył je ostrożnie, żeby żadnego nie zbić. Janette, jego mama, zrobiłaby mu bardzo długi wykład na temat poszanowania dla etykiety. Miała na tym punkcie hopla, co chłopak wraz z siostrami lubili wykorzystywać. Pogoda tego popołudnia była bardzo korzystna, zważywszy na to, że zaraz czeka ich kilkugodzinna podróż. Pracownik firmy przeprowadzkowej zamknął ogromne drzwi samochodu na klucz, chusteczką wytarł pod z czoła i powrócił do rozmowy z rodzicami Louisa. Chłopak spojrzał na swój dom po raz ostatni, nie był nigdy uczuciowym człowiekiem, jednak było mu przykro, cholernie przykro. Był bardzo duży i na pierwszy rzut oka można go było go nazwać ,,drogim", co szczerze mówiąc było prawdą. Louis pochodził z bogatej rodziny. Nie można powiedzieć, że się tym chwalił, ale zdecydowanie nie zamieniłby swojej sytuacji materialnej i lubił przypominać o tym, poprzez kupowanie drogich rzeczy. Kopnął jeszcze tylko kamień leżący na ziemi i wsiadł do samochodu z głośnym trzaśnięciem, które miało na celu kolejny raz zademonstrować to, jak bardzo niezadowolony jest ze zmiany zamieszkania.  Dwie młodsze siostry Anna i Suzanne, kłóciły się o to, która dostanie większy pokój. Louis pomyślał, że to bez sensowe, bo i tak on dostanie największy, rodzice mu to już dawno zapewnili, żeby nie robił problemów i jako tako zaakceptował nową sytuację. Nie zmieniło to jego nastawienia, ale zdecydowanie poprawiło mu humor. Spróbował zagłuszyć ich piskliwe głosy wkładając do uszu słuchawki i puszczając jedną z piosenek The Fray, nie pomogło to jednak za bardzo.
 - Ej, dziewczyny, ciszej proszę - powiedział spokojnym, ale stanowczym tonem, który najwyraźniej na nie podziałał.
    Miał dobre relacje z siostrami, był dobrym starszym bratem, jeśli można tak to nazwać. Dziewczyny go lubiły, on też je lubił, nie wchodzili sobie w drogę, więc nie było zazwyczaj powodów do kłótni. Po kilku minutach usłyszeli stukot ruszającej ciężarówki, a rodzice zapakowali się do środka, by chwilę później ruszyć śladami wozu przeprowadzkowego. Szybko minęli całe Doncaster i wjechali na autostradę. Słyszał w tle rozmowy rodziców, jednak on sam po chwili zasnął, tak na niego działała jazda samochodem. Śniła mu się nowa szkoła, była wielka i przerażająca, a on był wielkości wróbelka, wszyscy stali nad nim i się śmiali. Obudził się nagle z lekko przyśpieszonym tętnem, jednym z jego największych koszmarów było bycie dręczonym, mimo tego, że zawsze należał do tych popularnych. Miał nadzieję, że i  w  tej szkole tak będzie.